Rodział 1
-Kocham tą piosenkę! - wykrzyknęłam radośnie z fotela pasażera.
-Błagam niech Pan da głośniej. - odezwał się mój przyjaciel.
-Czekajcie, to nowy samochód, dalej nie ogarniam wszystkiego. - tata w zamyśleniu zajął się majstrowaniem przy radiu.
-Kochanie, skup się. - mama położyła dłoń na jego ręce.
-Spokojnie, nie jestem amatorem. - prychnął. Moja rodzicielka ze zrezygnowaniem pokręciła głową.
Wszystko zaczęła dziać się w zwolnionym tempie; mama krzyknęła by ojciec uważał, z naprzeciwka błysnęły światła samochodu. W mojej głowie dalej pobrzmiewał śmiech mój i towarzyszącego mi przyjaciela. Słyszałam go nawet w chwili, gdy samochód zaczął koziołkować, a piosenka która tak bardzo Nam się podobała stała się hymnem żałobnym. Potem nastała ciemność. Ostatnie, co pamiętałam to dłoń chłopaka sięgająca po moją.
ROK PÓŹNIEJ.
-Ta szkoła to najgorsze, co mogło Nam się przytrafić. - narzekałam, gdy szliśmy wspomagając się nawigacją w telefonie.
-Nie marudź, uwierz to lepsze niż szkoła wojskowa, do której posłał mnie kiedyś ojciec. - Kentin, bo tak na imię miał mój oddany przyjaciel, westchnął głęboko. Dla mnie szkoła wojskowa oznaczała rozstanie z kumplem, ale także jego ogromną przemianę.
-Dobrze, że Twoja ciocia pomogła Nam wcześniej z przeniesieniem rzeczy. - starałam się dotrzymać mu kroku.
-Będę miała szczęście, jeśli przeżyje ten rok... - marudziłam dalej. - Nie zrobiła Nam wielkiej przysługi, sama płacę za tę szkołę. - oburzyłam się.
-Wyluzuj, nie miałem nic złego na myśli. - objął mnie opiekuńczo ramieniem.
Doszliśmy pod budynek, dzisiaj rozpoczynały się zajęcia. Nie było zwyczajnego rozpoczęcia roku szkolnego; oznaczającego dzień wolny. Mieliśmy zgłosić się do sekretariatu, odebrać klucze do pokoi i skierować się na lekcje. Szkoła z zewnątrz wygladała, jak szpital psychiatryczny w klasycznym horrorze. Strzelisty budynek, przydymione okna, ale bez krat. Weszliśmy do środka, wśród uczniów zauważyliśmy grupki mające na sobie coś w rodzaju mundurka. Poprzysięgłam sobie, że jeśli będę musiała to nosić, to wolę być bezdomna i bez wykształcenia.
-Zerzygam się za trzy..dwa.. - Kentin zaczął odliczanie.
-Znajdźmy sekretariat. - mruknęłam i ruszyliśmy na poszukiwania odpowiedniego pomieszczenia.
-Cześć Wy musicie być nowymi uczniami. - na przeciwko Nas znikąd pojawił się wysoki blondyn.
-Tak, cześć. - przywitał się Kentin.
-Siemka. - odparłam nie chętnie. Byłam już zmęczona, za dużo nowości...
-Pewnie szukacie sekretariatu, zaprowadzę Was. - uśmiechnął się, przypominał wtedy elfa.
Zaprowadził Nas pod odpowiednie pomieszczenie, uprzednio pukając wszedł do środka, a my za Nim.
-Dzień dobry. - powiedzieliśmy jednogłośnie.
Zza kontuaru wychyliła się starsza kobieta z okularami na czubku nosa.
-O dzieci, witajcie. - uśmiechnęła się. Przywodziła mi na myśl babcię czerwonego kapturka. Dość tych skojarzeń na dziś.
-To Nasi nowi uczniowie. - wskazał na Nas blondyn. Nasi? Nieźle spoufala się z tą placówką.
-Ach tak, Kentin i... - kobieta zaczęła przeszukiwać papiery. - Chloe. - dodała uśmiechając się do mnie promiennie. - Nataniel, zajmiesz się nimi? - zwróciła się do chłopaka. Ochoczo pokiwał głową.
-Więc.. - zaczął składając dłonie. - Chodźcie ze mną, do mojego ,,gabinetu" - uniósł po dwa palce każdej dłoni i skinął nimi dwukrotnie.
Jego gabinet, jak to określił, znajdował się na drugim piętrze. Idąc przez korytarz sporo osób Nam się przyglądało, a był to dopiero początek. Pewnie większość z nich znała się od lat. Mieliśmy szanse stać się wytykanymi palcami outsiderami. Usiedliśmy razem z Nim przy biurku. My po jednej, on po drugiej stronie.
-Mam dla Was klucze do Waszych pokoi. Wasze rzeczy dotarły tu wcześniej, nikt ich nie rozpakowywał, więc dalej są w kartonach i walizkach. Twoich wyszło więcej niż przewiduje regulamin. - zmroził mnie wzrokiem, czułam jak oblewam się rumieńcem.
-Nie miałam, gdzie tego zostawić. - szepnęłam wpatrując się we własne dłonie.
-Nie chciałem być niegrzeczny. Po prostu musisz to teraz gdzieś upchać. - i on się zawstydził.
-Dodatkowo macie tutaj mapę szkoły. Oboje zapłaciliście za cały rok, więc nie muszę przypominać Wam o płatnościach. Musicie podpisać regulamin. - podał Nam teczki. Z ciekawości otworzyłam ją natychmiast; w środku znajdowało się kilka stron spiętych klipsem biurowym.
-To tylko regulamin? - zapytałam przerażona.
-Tak, to szkoła z tradycjami. - odparł.
-Fajnie.. - mruknął Kentin. Był równie przerażony, co ja.
-Lekcje zaczynają się o dwunastej. Wyjątkowo. - ostrzegawczo uniósł palec do góry i przybrał ostrzejszy ton. - Każdego dnia zaczynamy o ósmej.
-Jasne, dzięki. - wstaliśmy. - do zobaczenia. - pożegnałam się i posłałam mu półuśmiech.
-Zapowiada się ciekawy rok. - Kentin wsadził ręce do kieszeni.
-Będzie wspaniale. - głośno wypuściłam powietrze.
Razem z Kentinem odszukaliśmy swoje pokoje. Wszystkie pomieszczenia mieszkalne znajdowały się w budynku obok. Nasze ulokowano na najwyższym piętrze. Prowadziły na nie szerokie, marmurowe schody. Dziewczęta kierowały się na lewo, a chłopcy na prawo. Z rezygnacją poszłam w swoją stronę.
-Powodzenia! - zawołał na odchodne Kentin.
-Wzajemnie! - odkrzyknęłam.
Stanęłam obok ciemnych, drewnianych drzwi o numerze 212. Mój pokój, wymiary 2x2 i zapewne szalona współlokatorka. Nie bądź tchórzem, powiedziałam do siebie i przekręciłam gałkę.
-Ale numer! - dziewczyna leżąca na łóżka spojrzała na mnie i wytrzeszczyła oczy.
-Cześć. - przywitałam się.
-Wszyscy o Was gadają, a ja mam Cię w pokoju! Ale jazda... - zagwizdała.
Nieśmiało weszłam w głąb pokoju. Nie wiele się pomyliłam, co do wymiarów. W pokoju brakowało mi przede wszystkim okna.
-Jestem Chloe. - podeszłam i podałam jej dłoń. Wstała i uściskała ją.
-Rozalie. Miło Cię poznać. - zaprezentowała rząd śnieżnobiałych zębów.
Była niewysoką, szczupłą, białowłosą pięknością. Jej złote oczy i długie, ciemne rzęsy tworzyły niespotykaną kompozycje.
-Ciebie również. - uśmiechnęłam się delikatnie i usiadłam na swoim łożku.
-Skąd jesteś? - zapytała.
-Mieszkałam w Seattle. - odparłam. - Przez ostatni miesiąc na Florydzie.
-Dlaczego wybrałaś szkołę w Portland? - zdziwiła się.
-Kierowałam się sympatią, mój przyjaciel ją wybrał. - wyjaśniłam.
-Ten zielonooki przystojniak. - wydała z siebie ciche mruknięcie.
-Skąd wiesz, jakie ma oczy? - zapytałam.
-Wszyscy wiedzą. Poza tym kumpluję się z kolesiem, który jest tutaj Gospodarzem. - wzruszyła ramionami i sięgnęła po różową gumę balonową.
-Natanielem. - myślałam na głos.
-Czyli już go poznałaś. - zmrużyła oczy. - Musiał wiedzieć, że jesteś ze mną w pokoju. - tym razem ona zastanawiała się na głos.
-To Twój chłopak? - zapytałam sięgając po walizkę.
-Co? Chyba żartujesz. - prychnęła. - Spotykam się z Leo. - wskazała na czarnobiałe zdjęcie na ścianie.
-Przystojny. - stwierdziłam fakt.
-Uroczy. - dodała. Zaśmiałyśmy się.
-A Ty na pewno przyjechałaś tu z przyjacielem? - spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Na pewno. Znamy się od.. zawsze. - wyjęłam pierwszą bluzkę. - Gdzie mam zmieścić ubrania... - jęknęłam.
-Klatki dla chomików są większe. - powiedziała białowłosa.
-Gdzie trzymasz swoje ciuchy? - spojrzałam na nią, obłęd w moich oczach musiał ją wystraszyć, bo zrobiła dziwną minę.
-Widzę, że się dogadamy. - uśmiechnęła się chytro, gdy szok minął. - Mam swoje miejsca, pokaże Ci wieczorem. Idziesz na potańcówkę? - zapytała.
-Potańcówkę? - wykrztusiłam.
-Ta, na rozpoczęcie roku. Jedna z dziewczyn przywiozła tequilę. - tym razem w jej oczach pojawił się dziwny błysk.
Darmowy alkohol na szkolnej zabawie? Wchodzę to.
-Jasne. - uśmiechnęłam się.
-Chodź, bo się spóźnimy. - ponagliła mnie. Zaskoczyła mnie tym, że złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą.
W towarzystwie nowo poznanej koleżanki weszłam do auli. Czułam na sobie spojrzenia wielu osób. Zawstydzona opuściłam głowę, nie lubiłam być w centrum uwagi.
-Chodź tam są moi przyjaciele. - wskazała na grupę ludzi.
Wesoło rozmawiali między sobą, zamilkli gdy podeszłyśmy. Poczułam się, jak nieproszony gość. Nie chciałam naruszać ich przestrzeni ani na siłę wbijać się do paczki.
-Oo kogo my tu mamy! - zawołał ciemnowłosy chłopak. Jego niebieskie oczy mocno kontrastowały z jego ciemnymi włosami. Mimo to nie można było mu odmówić bycia przystojnym.
-Cześć. - mruknęłam zawstydzona.
-Musisz być przyjaciółką Kentina. - jak zwykle mój przyjaciel zdążył poznać pół szkoły.
-Tak, widziałeś go? - zainteresowałam się brakiem jedynej dobrze znanej mi osoby.
-Zaraz przyjdzie jest z Alexym.. gdzieś. - dodał po chwili zastanowienia.
-Armin. - wyciągnął dłoń.
-Chloe. - odparłam i uścisnęłam ją.
-Czyli już złowiłaś świeże mięso? - uśmiechnął się przebiegle do Rozalii.
-Ty chyba też. - nie pozostała mu dłużna. Chodziło o Nas, więc po raz kolejny tego dnia moje policzki oblał rumieniec.
-Chyba Cię zawstydziłem, żartowałem. - wyszczerzył zęby i w zakłopotaniu podrapał się po głowie.
Zauważyłam idącego w naszą stronę Kentina i jakiegoś niebieskowłosego chłopaka. Odetchnęłam z ulgą, nie będę sama.
-Gdzieś Ty był? - syknęłam, gdy stanął obok mnie.
-Poznawałem. - uśmiechnął się szeroko i objął mnie ramieniem.
-Nie przedstawiłam się. - głos zabrała dziewczyna, której włosy przywodziły mi na myśl miód. - Melania, jestem prawą ręką gospodarza.
-Odpowiedzialna funkcja. - zacisnęłam usta i delikatnie pokiwałam głową. Część osób parsknęła śmiechem.
Zanim rozpoczął się krótki apel, którego podobno miało nie być, zdążyłam poznać kilka osób. W tym uroczego, ale nieco dziwnego chłopaka o imieniu Lysander; jego różnobarwne tęczówki nie pozwalały mi się skupić, cały czas rozmyślałam, jak to możliwe. Ubranie niczym z filmu o zombie także nie robiło na mnie najlepszego wrażenia, ale co, kto lubi. Nie ocenia się książki po okładce, czyż nie?
Jeeej ^^
OdpowiedzUsuńTwój nowy blog zaczyna się dość ciekawie. Przyznam się bez bicia, że będę tęskniła za blogiem który przekonał mnie do historii z Lysiem :,)
No ale nic..Żyjemy dalej xD Nie mogę doczekać się dalszych rozdziałów. Życzę powodzenia, dużo czasu, weny. Do następnego :3
Oo też będę tęskniła za tamtym blogiem :( dziękuje ❤️
UsuńAwww <3
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie *.*
Życzę weny i chęci do pisania :*
Dziękuje bardzo ❤️
UsuńZgadzam się z panią wyżej :)
OdpowiedzUsuńDziękuje 😀😀😀
UsuńNo no , zapowiada się ciekawie ;). Czekam na next ;*
OdpowiedzUsuń