Rozdział 4

        Zeszłam do jednego z salonów. Znajdował się w tym samym kampusie, co biblioteka. Na dwóch, skórzanych kanapach siedzieli moi znajomi. 
-O, już jesteś. Jak tam prace? - zachichotał Kentin i przesunął się robiąc mi miejsce. 
-Uderz mnie, a poleci kurz. - opadłam na siedzenie obok niego. 
-Poznałaś Panią Moore? Istna wariatka, co? - prychnęła Kim. 
-Ta, jest dziwna. - nie miałam ochoty na rozmowę o szalonej staruszce. - A Wy co robiliście? 
-Armin i Kentin grali na konsoli, a reszta z Nas przyglądała się im. - wyjaśniła Violetta. Na ogół nie mówiła za dużo toteż nie miałam zdania na jej temat. 
Opowiedziałam im o spotkaniu z Natanielem, Kentin cały czas uważnie mnie obserwował. Nie spodobało mu się, że uwierzyłam blondynowi. 
-Czyżbyś był zazdrosny? - zmrużyłam oczy. 
-Jasne, moje serce krwawi na myśl o Tobie i tym paciorkowcu. - złapał się teatralnie za serce. 
-Wy na serio nigdy nie byliście razem? - zapytała nas Melania. Wydawała się urażona naszym naśmiewaniem z Nataniela. 
-Ciężko być z kimś kogo zna się od dziecka i wiecie o sobie wszystko. Nawet najbardziej wstydliwy szczegół. - odpowiedział jej. 
Rozmowy na kanapie zeszły na mało znaczące tematy, co jakiś czas wybuchaliśmy śmiechem. Położyłam głowę na kolanach Kentina, a nogi przewiesiłam przez bok sofy. 
-Gramy dzisiaj w baseball. Ktoś chętny? - podeszła do nas trójka chłopaków. Podejrzewałam, że są w najwyższej klasie. 
-Zawsze. - mruknął siedzący na fotelu Kastiel. 
-Nowy, co Ty na to? - do Kentina zwrócił się czarnowłosy przybysz. 
-Jasne tyle, że nie gram profesjonalnie. 
-Nie bądź taki skromny, zawsze byłeś w to dobry. - odezwałam się wciąż leżąc na jego kolanach. 
-Dziewczyna Cię sprzedała. - zaśmiał się rudowłosy. Był tak blady, że sprawiał wrażenie, jakby nie było w nim ani mililitra krwi. 
-Do zobaczenia później. - odparł czarnowłosy. Wyglądało na to iż jest liderem. - Jestem Dorian. - przedstawił się patrząc na mnie. Jego szare oczy przywodziły na myśl burzowe niebo. Było w nich coś niepokojącego pomimo ich piękna. 
-Dziewczyno, jesteś szczęściarą! - Kim prawie piszczała.
-Bo?
-To Dorian Dowell. Najlepsza partia w tej szkole. - kątem oka zauważyłam, że Kastiel wzdycha i przewraca oczami. - Większość z nas dałaby się pokroić za spotkanie z nim. 
-Mów za siebie. - żachnęła się Melania. - jest arogancki i myśli, że wszystko można kupić. 
-Bogactwo to miły dodatek do tej pięknej buzi. - widocznie uroda stanowiła dla Kim sprawę priorytetową. 
          Kentin postanowił odprowadzić mnie do pokoju, bym mogła się przebrać przed planowanym meczem baseballa. 
-Będę Ci kibicować. - uśmiechnęłam się szeroko, gdy zatrzymaliśmy się przed pokojem. 
-Nie masz wyboru, dziewczyno. - zacytował Kim. - przyjdę za pół godziny. - odwracając się, o mało nie zderzył się z jednym z uczniów. 
Pokręciłam głową i z uśmiechem weszłam do pokoju. Z uśmiechem zaczęłam szukać w szafie mojej bluzy, którą zeszłego lata dostałam od jednego z zawodników drużyny baseballowej w mojej dawnej szkole. Wyciągając ją i ściskając w dłoniach pozwoliłam sobie na kilka minut zadumy. Miałam wrażenie, jakby to wydarzyło się w innym życiu. Usłyszałam pukanie do drzwi. 
-Proszę. - krzyknęłam, ścierając łzy, które zaczęły płynąć niewiadomo kiedy. 
-Udało mi się być szybciej. - szeroki uśmiech Kentina zbladł, gdy mnie zobaczył.  - Co się stało? - znalazł się przy mnie w dwie sekundy. 
-Nic. - zaśmiałam się gorzko. - Myślałam o wypadku. 
-Nie myśl o tym. - zganił mnie. - Co się stało, już się nie odstanie. Ruszyliśmy do przodu. - zacisnął dłonie na moich ramionach. 
-Może gdybyśmy nie chcieli żeby ta piosenka była głośniejsza.. - histeryzowałam. 
-Oni nie żyją i żadne poczucie winy tego nie zmieni. Tak miało być. - zawsze używał tego argumentu, czasami miałam wrażenie, że sam w niego nie wierzy. 
Obdarzył mnie ciepłym uściskiem. 
-To bluza Josha? - zapytał, gdy się od siebie odsunęliśmy. 
-Tak. - zaśmiałam się. - Pamiętam, że nie chciałam jej wziąć, a teraz proszę, nada się. 
          Szłam z Kentinem ramię w ramię w stronę boiska. 
-Jesteś gotowy? - zapytałam. 
-Pewnie będę najgorszym zawodnikiem, ale za to najprzystojniejszym. - uśmiechnął się, a ja żartobliwie uderzyłam go w ramię. 
-Cieszę się, że jesteś tu ze mną. - powiedziałam zanim doszliśmy w grupy stojącej pod środku boiska. 
-Hej, czy to nie jest to, co zawsze robimy? Trzymam się razem. - na kilka sekund objął mnie ramieniem. Nie było w tym nic romantycznego. Ot, przyjacielski gest. 
-Jest i nasz żywy dowód na przyjaźń damsko-męską! - wykrzyknął Armin. 
-Czyli tym jesteśmy? Eksponatem? Auć, myślałam, że się polubiliśmy. - udałam oburzoną. 
-Jesteście eksponatem głównym, doceń to. - kontynuował żart. 
Do naszej trójki podszedł Dorian. 
-Dużo grywałeś? - skinął na Kentina. 
-Trochę, ale nic profesjonalnego. - wzruszył ramionami. 
Zaraz po jego odpowiedzi usłyszeliśmy głos Melanii, która wolała Kentina. 
-Zaraz wracam. - mruknął. 
-Sprawdzę, o co chodzi. - do tej pory zauważyłam, że Armin należał do osób uwielbiających wiedzieć wszystko. 
-Więc jesteś maskotką. - Dorian stał przede mną z założonymi rękami. 
-Przyjaciółką. - odparłam dumnie. 
-Skąd jesteście? 
-Seattle. 
-Dlaczego przyjechaliście właśnie tu? - zapytał patrząc mi w oczy. Górował nade mną wzrostem, więc delikatnie się pochylił. 
-Żeby poznać odpowiedź na to pytanie, potrzebujesz czegoś więcej niż ładnej buzi. - powiedziałam i odeszłam w kierunku trybun, chytro się uśmiechając. 
         Mijając Kentina życzyłam mu powodzenia. Usiadłam na pustych trybunach. Plastikowe krzesełka z niskimi oparciami nie należały do najwygodniejszych, ale lepsze to niż zimna ziemia. 
-Czego on od ciebie chciał? - niespodziewanie obok mnie pojawił się Kastiel. 
-Cześć. - przywitałam się. Westchnął, ale skinął głową. - Chciał porozmawiać. 
-Trzymaj się od niego z daleka, to mroczny typ. - warknął. 
-Przyganiał kocioł garnkowi. - mruknęłam pod nosem. 
-Nie jestem taki, jak on. Ja pokazuje moje intencje, z nim nigdy nie wiadomo. 
-Nie lubicie się? Co, smutno Ci, że z nim gadam? - prychnęłam. 
-Smutno bywa tym, którzy coś czują. - zaskoczył mnie tą odpowiedzią. Przez chwile siedziałam z otwartymi ustami. Zamknęłam je i nic już więcej nie powiedziałam. 
Rozpoczął się mecz. Kentin grał w jednej drużynie z Dorianem. Gdy tylko zdobywali punkt, zaczynałam klaskać. Kastiel przyglądał mi się z nieskrywanym politowaniem. Po jakimś czasie dołączyła do mnie Melania, Kim i Violetta. Ochoczo kontynuowałyśmy zabawę w cheelederki, a raczej ich ubogi wersje. 
Rozgrywka zakończyła się wygraną drużyny Kentina. Biegłam do niego wesoło machając rękoma i wpadłam w jego otwarte, gotowe na moje ciało  ramiona. 
-Byłeś najlepszy! - pochwaliłam go. 
-Zawsze jestem. - zaśmiał się. 
Gdy się od niego odsunęłam, Dorian wyciągnął do niego dłoń. 
-Nieźle. - pochwalił. - Zapraszam do naszej kwatery. - tak nazywaliśmy budynki, w których mieszkaliśmy. Oni, jako starszy rocznik mieszkali w innym niż my. 
-Przyjdziemy. - odpowiedzieliśmy zgodnie. 
             Kentin został by porozmawiać z Arminem i Alexym, ja po raz kolejny tego dnia chciałam się przebrać. Strój, w którym siedziałam na meczu nie był najlepszy do spędzenia wieczoru w gronie starszego rocznika. 
-Nie wyglądacie tylko na przyjaciół. - zaczepiła mnie Melania. 
-Uwierz mi jesteśmy. - westchnęłam na myśl, o wszystkich plotkach na temat mój i Kentina. 
-A co, jesteś zainteresowana? - zapytałam po chwili ciszy. 
-Nie. - odparła krótko.
Nie wiedziałam, czy mówiła prawdę. Kentin był na prawdę przystojny; wysoki, o zielonych oczach, pełnych ustach tak często wykrzywionych w uśmiechu. Potrafił rozjaśnić nawet najgorsze dni. Był niczym moje prywatne słońce. 
          Wiedziałam, że w szkole obowiązuje godzina policyjna, ale nieszczególnie się nią przejmowałam. Miałam wprawę w wymykania się niepostrzeżenie. Tym razem mogłam być spokojna, zdążymy wyjść przed godziną zwiastującą siedzenie w pokojach dwa na dwa. Pytanie, czy zdążymy wrócić... 
Założyłam swoje ulubione jeansy z przetarciami i bluzkę opinającą moje piersi. Taki strój doskonale podkreślał moje walory, zupełnie różne od moich koleżanek. Gdy szłam przez korytarz w kierunku schodów usłyszałam, że na rogiem kłócą się dwie osoby. Jeden z głosów należał do kobiety, drugi do mężczyzny. Nie chcąc budzić w nich zakłopotania przystanęłam i poczekałam aż skończą. Nie skupiałam się na ich rozmowie dopóki nie usłyszałam swojego imienia. 
-Masz to zrobić zanim staną się jeszcze bardziej lubiani. - warknęła dziewczyna. No tak, że też wcześniej nie pomyślałam, skąd znam ten głos. Należał do Amber, dziewczyny której nos spotkał się z moją pięścią. 
-Oni nie są tacy źli. - chłopak widocznie się wahał. 
-Zrób to albo.. - nie dokończyła groźby. -  Masz niewiele czasu tik, tak. - potem usłyszałam, że dziewczyna odchodzi. Chłopak z opuszczoną głową wszedł za róg, omal na mnie nie wpadając. 
-Sorki. - wymamrotał. Musiał być idiotą, nawet nie przystanął i nie zainteresował, czy słyszałam ich rozmowę. 
Pewnie szykują się kolejne fale plotek, z westchnieniem ruszyłam na dół, by spotkać się tam z Kentinem. Równie dobrze mogłam przełożyć myślenie o Amber, na później. 




Komentarze

  1. Kurczę jak się tak czyta o ich przyjaźni.. wow na prawdę super ;) aż się zastanawiałam czy nie będą parą; ) ale to przecież opko o Kassim czyż nie? ;* weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gwarantuje, że nie będzie tworzyła pary z Kentinem, to czysta przyjaźń ❤️

      Usuń
  2. Świetne opowiadanie, nie mogę się doczekać, co będzie dalej :)
    Zapraszam też na mojego Wattpada na ff o Słodkim Flircie :3
    https://www.wattpad.com/user/Flavvvia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz