Rozdział 7
Kolejny poranny trening odbywał się na dworze. Był pierwszy dzień października, spodziewałam się, że na zewnątrz, o tej godzinie będzie panowała ciemność, przynajmniej częściowa. Wybiegliśmy na boisko, wschodzące słońce rozświetlało wierzchołki gór pomarańczową łuną. Jesienne promienie nie dawały ciepła i wkrótce poczułam zimne powietrze w płucach. Łaknęłam tlenu. Kastiel zwolnił i zrównał się ze mną. Pragnęłam jego uznania, więc przyspieszyłam. Moje mięśnie boleśnie protestowały. Gdy skończyliśmy, oparłam dłonie o kolana i oddychałam głęboko.
-Dwie minuty poprawy. - uśmiechnął się, ledwie unosząc kąciki.
-Nie dam rady szybciej. Wszystko mnie boli. - jęknęłam.
-Dasz. Będzie bolało bardziej. - uprzedził mnie. -Widzimy się po lekcjach. - mruknął i odszedł.
Gdy po południu weszłam do sali gimnastycznej, zastałam go rozciągniętego na materacach.
-Przyniosłeś magnetofon. - uznałam to za miły gest, uprzyjemni ćwiczenia.
-Jak widać. - odparł krótko.
-Mogłeś wybrać piosenkę, która powstała po moich narodzinach. - uwielbiałam dokuczać mu z powodu wieku. Kiedyś przyznał, że ma dwadzieścia dwa lata. Nie zdał dwa razy, a kolejny rok w którym nie chodził do szkoły pozostaje tajemnicą.
-To dla ciebie bez znaczenia. Na dworze tego nie słychać. - miałam ochotę mu przywalić, znowu muszę biegać.
O dziwo puszczał moje kąśliwe komentarze mimo uszu; o ile nie zaniedbywałam ćwiczeń, mogłam mówić wszystko.
-Tak właściwie po co tyle biegam? - zapytałam podchodząc do drążka, rozciągając się.
-Odpowiem ci, gdy powiesz czemu ćwiczysz. - mruknął.
-Może kiedyś. - odparłam i wybiegłam.
Kolejnego dnia na lunchu, Rozalia wygladała już dużo lepiej. Ciemne cienie spod jej oczu i zaczerwienienie wokół źrenic zniknęło.
-Dowiedziałaś się czegoś? - zapytała.
-Na razie nic. - odparłam. Kiwnęła głową i zajęła się rozmową z Violettą.
-Wypiłaś mi całą colę. - Kentin pomachał pustą puszką.
-Pójdę po kolejną. - przewróciłam oczami i wstałam udając się do lady, przy której serwowano nasze podejrzanej jakości posiłki.
-O, kogo ja widzę? Dziewczyna widmo. - Dorian opierał się nonszalancko o ścianę.
-Mam sporo zajęć.
-Dalej łamiesz męskie serca...
-A co, chcesz spróbować? - rozpoczęłam niewinny, odprężający flirt.
-Będę w waszej kwaterze. Wiem, że jesteś uziemiona i zrozumiem, jeśli się nie wyrwiesz.
-Będę. - powiedziałam krótko. - Po co będziesz u młodszych?
-Mam projekt na chemię. - wzruszył ramionami. - Nadrabiam zajęcia.
Lekcje ciągnęły się niemiłosiernie. Ból w moich mięśniach nie pozwalał mi się na niczym skupić. Dodatkowo wizja sobotniej pomocy w bibliotece nie napawała mnie optymizmem.
-Zrobiłaś zadania na matmę? - zapytała Rozalia, gdy leżałyśmy na swoich łóżkach we wspólnym pokoju.
-Jeszcze nie.
-Dzisiaj oglądamy filmy... - zamilkła, gdy uświadomiła sobie, że mam zakaz uczestniczenia w takich formach rozrywki.
-W porządku. Baw się dobrze. Pouczę się. - uśmiechnęłam się blado.
Opuściłam pokój godzinę po niej. Wcześniej, gdy mijałam Doriana na korytarzu szepnął mi, abyśmy spotkali się w pokoju na końcu korytarza, podobno był pusty. Nauczycielka dyżurująca wyjątkowo mnie pilnowała, ale nie miała szans z moją wprawą w wymykaniu się.
Weszłam do umówionego pomieszczenia, cicho zamykając za sobą drzwi. Dorian już tam był.
-Nie spóźniłaś się. - uśmiechnął się.
-Mówiłam, że będę. - odwzajemniłam uśmiech.
Siedział na starej, zakurzonej kanapie. Usiadłam obok niego, zarzucając mu nogi na kolana.
-Słyszałem, że trenujesz z Shawem.
-Mhm...
-Czemu to robisz? Jesteś taka seksowna, nie powinnaś się przemęczać. - omiótł wzorkiem moje ciało.
-Zawsze tyle gadasz? Jeśli nie masz do czego wykorzystać ust, mam kilka pomysłów. - usiadłam na nim i zaczęłam całować. Jego usta były twarde i zdecydowane.
Po chwili zmienił pozycje tak, że leżałam pod nim. Jego dłoń wędrowała w górę po mojej nodze. Zostawiała za sobą przyjemne mrowienie.
-Nie chce uprawiać seksu. - ostrzegłam go.
-Zaraz zmienisz zdanie. - odparł.
-Nie. - powiedziałam stanowczo.
-W porządku. - spojrzał mi w oczy, a sekundę później całował ponownie.
Nasza schadzka pozostała tajemnicą, nikt nas nie przyłapał, a mnie udało się bezpiecznie wrócić do pokoju jeszcze przed powrotem Rozalii. Miło było spędzić czas z Dorianem. Bywał irytujący, czasami dużo gadał, ale koniec końców lubiłam go; jego wygląd był dodatkowym atutem.
Usłyszałam, że drzwi się otwierają, więc pospiesznie sięgnęłam po książkę zostawioną na łożku. Otworzyłam ją na losowej stronie.
-Hej, dalej się uczysz? - białowłosa zmarszczyła brwi tak, że tworzyły jedność.
-Jak widać. - skłamałam.
-Ja nie potrafię tyle wytrzymać przy książkach. Jak Ty to robisz? Zresztą nie ważne. Żałuj, że jesteś uziemiona. Tak na marginesie to Kentin jest świetny, może jednak.. - trajkotała bez ładu i składu.
-Rozalia. Porozmawiamy za chwilę. Muszę wziąć prysznic. - przemknęłam do łazienki.
Siedząc przy oknie na lekcji sztuki w zamyśleniu spoglądałam przez okno. Bolały mnie wszystkie mięśnie, a ja zastanawiałam się kiedy wreszcie stanę się bardziej wytrzymała.
-Co w takim razie symbolizowała w sztuce słowiańskiej? - cisza, która nastała po tym pytaniu zaintrygowała mnie.
Rozejrzałam się po klasie. Wszyscy skierowali na mnie swoje spojrzenia.
-Panno Keeland? Jaka jest odpowiedź? - nauczycielka sztuki, Pani Case spoglądała na mnie z założonymi rękami.
-Przepraszam, zamyśliłam się. - poczułam, że się czerwienie.
-Zauważyłam. Jeśli jednak miałaby Pani ochotę uczestniczyć w zajęciach również duchem to byłabym niezmiernie wdzięczna.
-Oczywiście.
-Następnym razem poproszę o esej na temat sztuki słowiańskiej. - warknęła i podjęła przerwany wątek.
Stojąc w kolejce i nakładając jedzenie na talerz, zostałam zaczepiona przez dwóch chłopaków.
-Ile bierzesz? - zachichotał przysadzisty brunet.
-Słucham? - odparłam.
-Za noc. - zaśmiał się.
-Wybacz, nie mam pojęcia o czym gadasz. - uśmiechnęłam się słodko.
-Po prostu zapytajmy Doriana. - zarechotał drugi, wysoki chudzielec.
Uderzyłam tacą, zostawiajac ją w miejscu, w którym stałam. Szybkim krokiem ruszyłam przez stołówkę, przy okazji lokalizując stolik, gdzie siedzieli znajomi Doriana.
-Możemy porozmawiać?! - wykrzyknęłam gniewnie, uderzając dłonią o blat. Dorian podskoczył i spojrzał na mnie pytająco.
-Jasne, siadaj. - odparł wesoło.
-W co ty grasz? - warknęłam. Jego znajomi patrzyli to na niego, to na mnie.
-Nie bardzo... - nie dałam mu dokończyć.
-Nie pieprz! Nagadałeś im, że z tobą spałam?! Za kasę?! Oszalałeś?!
-Nic takiego nie mówiłem. Wierz lub nie, ale takich dziewczyn miałbym na pęczki, gdybym chciał. - uśmiechnął się szeroko.
-To sobie miej, ale mnie zostaw w spokoju. Dla waszej informacji. - zwróciłam się do osób siedzących przy stoliku. - nie spałam z nim, wasz przyjaciel to frajer i kłamca.
-Przysięgam, że nic takiego nie powiedziałem! - oburzył się.
-Daruj sobie i zostaw mnie w spokoju. - warknęłam na odchodne.
-Odbiło jej. - usłyszałam jego zdziwiony głos.
-Mówiłem Ci stary, to gówniara. - dodał jakiś męski głos.
Usiadłam przy znajomych. Musiałam skoncentrować się, by nie wybuchnąć tu i teraz.
-Ani słowa. - warknęłam do Kentina.
-Muszę. - zaśmiał się. - Esej gotowy?
-Ugh.. - westchnęłam i wstałam kierując się do toalety.
Fakt, że wspomniał o eseju świadczył o tym, że plotki o mnie i Dorianie jeszcze do niego nie dotarły.
Komentarze
Prześlij komentarz