Rozdział 12

         Atmosfera między mną, a Kastielem była początkowo napięta. Żadne z nas nic nie mówiło, chociaż miałam wrażenie, że i on tym razem chciałby pogadać. Była środa, do rozpoczęcia dochodzenia z Dorianem zostało kilka dni; doprecyzowaliśmy plan i ustaliliśmy, że zaczniemy w sobotę. Do tego czasu musiałam się czymś zająć. Nie zadawano nam zbyt wiele, więc czas poświęcony na naukę był znikomy. Treningi z czerwonowłosym odbywały się w określonych godzinach i zawsze trwały tylko tyle ile miały trwać planowo. Spędzanie czasu z Kentinem było idealnym rozwiązaniem; odrabialiśmy razem lekcje, jedliśmy posiłki, czasem nawet udawało nam się w spokoju powspominać stare czasy. Nie lubiłam tego robić przy Rozalii; jej gadatliwość i wrodzone wścibstwo nijak się miało do wspominania w gronie zaufanych osób. 
         -Dekoncentrujesz się. - warknął Kastiel. Nie było w tym nic wrogiego; ot normalny ton, gdy zwracał mi uwagę. 
-Skupiam się. - zaprzeczyłam. 
Wtedy wykonał ruch małym workiem treningowym, w którego uderzałam. Zapewne miał na celu uderzyć w moje przedramię lub biodra, co odsunęłoby moją uwagę i on mógłby wykonać ruch po raz kolejny udowadniając mi, że ma nade mną przewagę. 
Tym razem byłam szybsza i odskoczyłam zanim worek dotknął mojego ciała. Uśmiechnęłam się do niego triumfująco. 
-Faktycznie. - przyznał mi racje. - do zobaczenia wieczorem. - byliśmy umówieni na kolejny trening. 
          Nauczycielka sztuki była barwną postacią, zawsze noszącą kolorowe szminki i dziwne fryzury. Tym razem uwagę od tego, co mówiła odwracała sporej wielkości róża wpięta w jej włosy, dokładnie nad lewym uchem, przytrzymując pasmo włosów. 
-Zanim wyjdziecie. - spojrzała na zegar wiszący nad białą tablicą. - Chciałabym żebyśmy się podzielili. Liczę, że wszyscy pamiętają o projektach. - cholera, jak zwykle zapomniałam. - Dobiorę was w pary i rozpoczniecie prace. Macie na to dwa tygodnie. - wydawało się sporo, ale w rzeczywistości, gdy mówiła o projektach okazywały się one obszerne, czasochłonne i pracochłonne. 
Wiedziałam, że będę w parze z Kentinem, więc czas spędzony na jakimś durnym projekcie nie będzie aż taki zły. 
-Chloe i Lysander. - wskazała na nas palcami. 
-Słucham? - osłupiałam. 
-Nie muszę chyba nic dodawać. - spojrzała na mnie groźnym wzorkiem. 
-Nie, przepraszam. Myślałam, że będę z kimś innym. Mój błąd. - wycofałam się z potencjalnie kłótni. Miałam dość problemów z innymi nauczycielami. 
Wychodząc z zajęć musiałam wyglądać, jak chmura gradowa. Wszyscy odsuwali się, robiąc mi przejście. 
-Zaczekaj! - krzyknął za mną Armin. 
-To chore, dlaczego nie jestem z Kentinem?! - podniosłam głos. Nie chciałam być z kimś innym. Lubiłam pracować z kimś, kogo lubię, a nie z jakimś alienem. 
-Lysander nie jest zły. - bronił go ciemnowłosy. 
-Gdybym była z tobą tak samo bym się irytowała. - skłamałam. 
-Nic nie poradzę. - wzruszył ramionami. - ciesz się, ja dostałem Rozalie. - skrzywił się. 
Każdy z nas lubił białowłosą, jej pozytywne nastawienie zawsze wnosiło radość, ale w głębi duszy każdy uważał, że jest ona nieco męcząca, a czasami wręcz irytująca. 
-Zamieńmy się. - zadeklarowałam. - jeśli nie chcesz z nią być.. - udałam, że robię to dla niego. 
-Nie ma opcji. Już pytałem. - wygiął usta w podkówkę. 
-Trudno. - uśmiechnęłam się sztucznie. 
          Jakby wszystkiego było mało; oblałam ważny test z matematyki. Upadłam podczas wspinaczki na linie, na lekcji wychowania fizycznego oraz Kentin uporczywie nabijał się z mojego przydziału; nie chodziło mu o Lysandra, ale o moją minę. Sam miał szczęście i wylądował w grupie z Alexym. Zanim lekcje dobiegły końca byłam już na skraju wytrzymania nerwowego. 
-Ktoś rozjechał małe kotki? - Kastiel wpatrywał się we mnie. 
-Nie. - burknęłam monosylabicznie.
-Dwa okrążenia. - zarządził. Bez marudzenia zabrałam się za trening. Szczególnie, że dwa okrążenia były niczym najlepszy, świąteczny prezent. Gdy skończyłam czekałam na dalsze instrukcje. 
-Co dalej? - dopytałam nerwowo, kiedy po pięciu minutach od zakończenia okrążeń, czerwonowłosy nic nie powiedział. 
-Siadaj. - wskazał na materac leżący przy ścianie. Z westchnieniem wypełniłam jego polecanie. Czyżby chciał poćwiczyć blokowanie uderzeń, kiedy siedzę? - Co się dzisiaj wydarzyło? - zapytał zamiast tłumaczyć jakiekolwiek ruchy. 
-Nic. - pokręciłam głową. - Słuchaj jeśli nie chcesz ćwiczyć, to nie marnujmy sobie wzajemnie czasu. 
-Trening to nie wszystko. Jeśli zabraknie ci równowagi psychicznej, łatwo poddasz się panice. 
-Lekcja Zen numer dwadzieścia jeden. Dzięki. - prychnęłam i wstałam. 
Kierując się do wyjścia usłyszałam jego głos:
-Chloe, mówię poważnie, chce wiedzieć, co się wydarzyło. I nie mówię tego z perspektywy trenera, ale kumpla. 
Nic nie poradzę, że takie słowa wywoływały u mnie uśmiech. Ten dzisiejszy był mały, ledwie widoczny, ale się pojawił. Coś w jego głosie sprawiło, że postanowiłam zawrócić. Nie skomentował głupio, jak to miał w zwyczaju tylko pozwolił usiąść na przeciwko siebie. 
-Na sztuce przydzielano nas w pary. - zaczęłam. 
-Słyszałem. Lysander to fajny gość, mówiłem ci już. - odparł lojalnie wobec przyjaciela. 
-Nie chodzi już o niego. - machnęłam dłonią. - Spadłam z liny. - dodałam. 
-O tym również słyszałem. - zaśmiał się krótko i cicho. 
-Jest coś czego nie wiesz?! - oburzyłam się irracjonalnie. 
-Dużo rzeczy o tobie. - szepnął patrząc mi w oczy. Ta magiczna chwila trwała kilka sekund, potem odchrząknął i zadał kolejne pytanie. - Co złego w tym, że spadłaś z liny? 
-Niby nic, ale wszyscy wiedzą, że trenuje z tobą. Idiotycznie sądzą, że jesteś tak zajebisty, że ja tylko przynoszę ci wstyd. 
-Bo jestem. - powiedział zadziornie. Przewróciłam oczami, a on się roześmiał. Tak rzadkim dla siebie śmiechem. 
-Gdybyś chociaż był w połowie tak dobry, jak duże jest twoje ego.. - pokręciłam głową, przygryzając wargę, by powstrzymać uśmiech. 
-Dobra to opowiedz o matmie. - powiedział. Oburzyłam się, on naprawdę wiedział bardzo dużo. 
Krótko streściłam mu historie związaną z testem z matematyki. Przez większość czasu nabijał się ze mnie, ale wiedziałam, że nie było to złośliwe. 
-Będziesz gotowa za godzinę? - zapytał. 
-Gotowa na co? - zmarszczyłam brwi. 
-Zobaczysz, o ile chcesz...
-Jasne. - odparłam. Wszystko było lepsze od samotności. 
-Pojawię się za godzinę pod twoją kwaterą. Nie spóźnij się. - zastrzegł. 
-Co z treningiem? - gdy tylko wypowiedziałam te słowa na głos, zganiłam się w duchu. 
-Nie są najważniejsze, dzisiaj. - charakterytyczny, sarkastyczny uśmiech zdobił jego twarz. 
-Do zobaczenia. - powiedziałam i wyszłam z sali nie dając mu szans na rozmyślenie się. 
               Gdy wróciłam do pokoju, poświęciłam czas na prysznic i lekki makijaż. Nie miałam czasu, by robić go każdego dnia, co nie zmieniało faktu, że lubiłam dobrze wyglądać, a makijaż był idealnym narzędziem upiększającym. Zostało mi kilka minut do umówionego spotkania. Tylko raz przeszło mi przez myśl, że mógłby mnie wystawić. Założyłam skórzaną ramoneskę i wyszłam z pokoju. 
-Dawno cię nie widziałem w rozpuszczonych włosach. - skomentował moje ciemne fale opadające mi na plecy. 
-Mhm.. - mruknęłam delikatnie kiwając głową. 
-Chodź. - ruszył w kierunku lasu, znajdującego się w otoczeniu szkoły. 
Nie był to las w ścisłym tego słowa znaczeniu, raczej kilkanaście drzew obok siebie, ale były na tyle stare i wysokie, że mogłyby być częścią lasu. Było późne popołudnie, słońce chyliło się ku zachodowi, więc perspektywa biegania po ciemnym lesie nie była optymistyczna...
-Nie będziemy siedzieć w lesie. - powiedział mój towarzysz. Czy on czyta w myślach? 
-Domyśliłam się. - skłamałam. 
-Nie prawda. - wykrzywił usta w uśmiechu. 
Byłam pewna, że mnie okłamał, bo zatrzymaliśmy się pośrodku niczego. Drzewa, drzewa, a za drzewami były kolejne drzewa.. 
-I co? - zatrzymałam się, obracając wokół własnej osi. 
-Rozejrzyj się. - poinstruował mnie. 
-A co niby robię? - prychnęłam, dalej się rozglądając. 
-Chloe, nie wszystko musi być widoczne od razu. Poza tym wystarczy patrzeć dalej niż przed siebie. - powiedział i stanął za mną. Po chwili poczułam jego dłoń na swojej brodzie. Delikatnie uniósł ją do góry. Wtedy zobaczyłam, że przy koronie drzew znajduje się coś w stylu domku. 
-Domek na drzewie? - zaśmiałam się. - Jakieś tajne hasło? 
-Jestem przepustką. - mrugnął do mnie i ruszył w stronę jednego z najgrubszych drzew, będącego jednocześnie filarem domku. 
Wspinałam się po cienkiej drabinie zawieszonej przy domku, a opadającej na konar. Gdy dotarliśmy do góry, spojrzałam odruchowo w dół. Nie miałam lęku wysokości, ale domek wyglądał na stary, a spadając z tej wysokości mogłabym się połamać. 
-Jest solidny. - odparł. Kolejny dowód na zdolności parapsychologiczne. 
-Czyj on jest? - zapytałam. Kastiel sięgnął do dziury w drzewie, w której znajdował się klucz. - O cholera, boisz się włamania? - zaśmiałam się. 
-Mam tu zapasy. - błysk w jego oku utwierdził mnie w przekonaniu, że czuł się z tym wyjątkowo chytrze. - a jest niczyj. - wzruszył ramionami. 
Przepuścił mnie w drzwiach. Weszłam do środka, a on zapalił światło. Nie miałam pojęcia, jak ktoś założył tutaj instalacje elektryczną, ale ważne, że takowa była. Domek tak, jak wspomniałam nie należał do dużych; główną część stanowiło łóżko. Stał tutaj także mały stolik i wąska komoda. Liczne poduszki na łożku świadczyły o przeznaczeniu tego miejsca; relaks, relaks i jeszcze raz relaks. 

-Rozgość się. - szepnął Kastiel. 

Komentarze

  1. O kurczę jaki ten Kastiel miły; o . Taka miła niespodzianka , patrząc z natury , gdy praktycznie zawsze jest naburmuszony ;). Podoba mi się taki Kas ;* zabujałam się normalnie ! <3 ;*.

    A co do Lysia, szkoda , że tak zareagowała na przydział ;o
    Mam nadzieję , że podczas projektu lepiej się poznają i się polubia; *

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahhahaah. Kocham cię. Obiecałaś i dotrzymałam słowa ❤❤❤ lofeee. Ta myśl, że specjalnie dla mnie poszerzysz relacje z Lyśkiem wprowadzają mnie w BŁOGOSTAN LOL. Kastiel taki miły, że mam trochę udruchy wymiotne. Ale luz. Ja tak mam. Nie przejmuj się. Co ja pierdolę?! Kto by się mną przejmował?! XD Chcialabym znać kolejny twój plan wobec Chloe *lenny* . Może małe bara bara??? Nie z Kastiel!


    Żartuję.




    To taka mała koncepcja.





    Na przyszłość.





    Albo faktycznie na za parę rozdziałów *lenny*








    Baj baj



    ~Sophie








    Żartowałam V2.




















    Allah Akbar madafaka 💣💢💥💦







    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje komentarze, jak zwykle poprawiają mi wieczór hahah 😂😂😂 ❤️❤️❤️❤️

      Usuń

Prześlij komentarz