Rozdział 20
-Nie wierze, że dostałam najwyższą ocenę! - krzyknęłam radośnie.
Kilka osób stojących na schodach patrzyło na nas z oburzeniem. W tej szkole było zbyt wielu sztywniaków...
-Sugerujesz, że powinienem się przyzwyczaić do Chloe kujona? - zażartował Kentin.
-Myślisz, że się nie nadaje? - oburzyłam się i żartobliwie pacnęłam go w ramię.
-Nie jesteś typem klasowej kujonki. - odparł.
-Ach tak? A więc jakim typem jestem? Twardej laski, z którą lepiej nie zadzierać? - zasugerowałam.
-Myślałem raczej o seksownej cheerleaderce. - uśmiechnął się szeroko.
-W takim razie to dla ciebie pewna nobilitacja, że się z tobą zadaje. - uniosłam wysoko głowę.
-Ej, jeśli ty jesteś cheeleaderką, to ja jestem kapitanem szkolnej drużyny. - dodał dumnie.
-W skrócie mówiąc: jesteśmy zajebiści.
-Kiedykolwiek w to wątpiłaś? - objął mnie ramieniem i ruszyliśmy przez korytarz niczym królowie.
-Masz dzisiaj wyjątkowo dobry humor. - zauważył Kastiel.
Podczas treningu kilka razy upadłam na matę, ale nawet to nie było w stanie popsuć mi humoru. Kastiel oczywiście próbował mi go zepsuć i kazał biegać dookoła sali, ale wykonałam to z uśmiechem na ustach.
-Ty za to masz kwaśną minę. - zaprzestałam ćwiczenia; uderzałam w ochraniacze umieszczone na dłoniach Kasa.
-Normalną. - odparł. - nie rozdaje uśmiechów na prawo i lewo, jak ty. - wytknął.
-Czyżbyś był zazdrosny? - zażartowałam.
Nie skomentował mojej wypowiedzi, więc założyłam ręce na biodrach i przekrzywiłam głowę.
-Popraw włosy. - upomniał mnie zaraz po tym, jak uważnie omiótł mnie swoim spojrzeniem.
Zgodnie z zaleceniem, rozwiązałam włosy, które pozostały w kucyku; reszta sterczała wokół mojej głowy. Gdy naprawiłam swoją fryzurę, spojrzałam na niego wyczekująco.
-Co? - zapytał.
-No dalej, odpowiedz na moje pytanie. - powiedziałam.
-Nie, nie jestem zazdrosny. - odpowiedział w końcu.
-Oczywiście. - uśmiechnęłam się.
-Dlaczego dopisuje ci humor? - zapytał w trakcie kolejnego ćwiczenia. Sądziłam, że nie odezwie się do końca sesji.
-Dostałam najlepszą ocenę, jaką mogłam. To wszystko dzięki Lysandrowi.
-To słyszałem. Myślałem, że masz lepszy powód. - powiedział. - Koniec na dziś. Do zobaczenia. - skinął głową i skierował się w stronę wyjścia.
Nie zamierzałam go zatrzymywać. Nauczona doświadczeniem wiedziałam, że należy ignorować jego humorki. Może był zazdrosny o mój projekt z Lysandrem? Po chwili namysłu zdecydowałam, że to niemożliwe. Byli przyjaciółmi, jeśli ten sarkastyczny dupek komuś ufał, to właśnie Lysandrowi.
Kolejnego dnia postanowiłam odwołać trening. Byłam zmęczona, a chciałam spędzić trochę czasu z Kentinem. Byłam ciekawa czy jego randka się udała. Jeśli poszłabym na trening nie miałabym już siły na spotkanie z przyjacielem. Oczywiście nie obeszło się bez złośliwości ze strony Kastiela, dał upust swoim emocjom, gdy spotkaliśmy się ma korytarzu.
-Powiedz, że się pomyliłaś. - powiedział wręczając mi w dłoń swój telefon. Na wyświetlaczu widniał mój e-mail.
-Skąd masz telefon?! - wkurzyłam się, nam nie wolno było ich posiadać. Mój leżał bezpieczny w depozycie i czekał do przerwy wiosennej.
-Odpowiedz. - warknął.
-Nie, nie pomyliłam. Poza tym nie mów do mnie tym tonem. - zganiłam go.
-Wybacz. - przeprosił i odchrząknął. Po kilku głębokich wdechach mogliśmy kontynuować naszą rozmowę. - to głupota. - stwierdził.
-Nie mam siły na kolejny trening. - marudziłam. - poza tym mam ważną sprawę z Kentinem.
-Ciekawe czy podziękowałby ci za odwołanie naszego treningu gdyby wiedział, że być może omijasz coś ważnego.
-Lubisz manipulować ludźmi?
-Chloe, dorośnij. - przewrócił oczami. Zabolało. - Nie chodzi o manipulowanie tobą lub kimkolwiek. Gdyby ludzie brali odpowiedzialność za swoje czyny i nie odbierali krytyki ich postępowania i uświadamiania ich o konsekwencjach, jako manipulacji byłoby łatwiej. - wzdychał.
-To jeden trening. Nie martw się, nie przegapiam niczego ważnego. - zdobyłam się na wymuszony uśmiech.
-Rób, jak uważasz. - mruknął i odszedł.
Wieczorem spotkałam się z Kentinem w jednym z opuszczonych pokoi na piętrze. Oczywiście on był bardziej domyślny i lepiej przewidywał pewne rzeczy, więc zabrał ze sobą koc, który rozłożył na ziemi i w ten sposób ochronił nas przed kurzem, którego było tu tyle, ile pyłu po wybuchu wulkanu.
-Ile dałbym na flaszkę wódki. - westchnął głośno i wyciągnął ręce za głowę.
-Daj spokój, nie staraj się mnie zagadać. - uśmiechnęłam się i oparłam o ścianę. Kentin leżał na kocu i wpatrywał w sufit.
-Co chcesz usłyszeć? - zapytał.
-Najlepiej wszystko, a w najgorszym wypadku tylko to, jak było. - miałam na myśli randkę.
-Dobra, skoro olałaś dla mnie trening to powiem wszystko. - zaśmiał się.
-Dawaj. - zachęciłam.
-Poszliśmy na najnudniejszą randkę w całym moim życiu. - nie żeby chodził na nie cały czas. - Violetta jest urocza i słodka, ale.. - wtrąciłam się.
-Kentin, ona nie jest.. - tym razem on mi przerwał.
-Dobra, nie jest słodka i urocza, jest po prostu nudna do granic możliwości. Dodatkowo bardzo się stresuje i prawie nic nie mówi. Nie potrafię spotykać się z kimś, kto nie ma nawet własnych zainteresowań. Może i je ma, ale nie potrafi o nich nawet pogadać.
-A gdzie się wybraliście? - na terenie szkoły nie było zbyt wielu dobrych miejsc na randki.
-Poszliśmy na skałki. - no tak, obok szkoły na skraju naszego biednego lasu znajdowały się niskie skałki, miały mniej więcej dwa metry wysokości. Nie nadawały się więc do wspinaczki.
-I co dalej? - dopytywałam.
-Po prostu tam siedzieliśmy. Na górze jest mało miejsca, ale jakoś udało się tam usiąść. - odparł.
-Zabrałeś wino?
-Nie i żałowałem, może po pijanemu jakoś bym to zniósł. - mieliśmy bardzo ograniczone dostęp do alkoholu, ale przecież nie ma rzeczy niemożliwych, prawda?
-Dobra to teraz pytanie za sto punktów. - powiedziałam podekscytowana.
-Nie, nie pocałowałem jej. Nie umiałem. - odpowiedział zanim w ogóle zdążyłam zadać pytanie.
-Kentin! - jęknęłam.
-No co? - rozłożył ręce.
-Ta dziewczyna się zakochała.
-Czyli lepsze jest kłamstwo i powinnienem udawać, że ją lubię? - zapytał sceptycznie.
-Nie, oczywiście, że nie. - pokręciłam głową.
-No właśnie. - odetchnął.
Reszta tygodnia minęła mi w spokojnej atmosferze, cały czas cieszyła mnie dobra ocena. Rozalia i Kim dalej ze sobą nie rozmawiały, dodatkowo każda z nich dostała godziny prac na rzecz szkoły, jako karę za bójkę. Poza tym zostały zawieszone na tydzień. Nie mogłam doczekać się spotkania z Lysandrem, nawet Kastiel zauważył, że jestem bardzo podekscytowana.
-Co tak siedzisz, jak na szpilkach? - zapytał, gdy spotkaliśmy się na korytarzu w piątek po lekcjach.
-Tak jakoś. - udałam obojętną.
-Nie wierze ci. - zmrużył podejrzliwie oczy.
-Nie musisz. - odparłam wesoło. Nic nie było w stanie pokrzyżować mi planów i zrujnować dobrego nastroju. - Violetto! - zawołałam, gdy ujrzałam w oddali koleżankę. - do zobaczenia. - powiedziałam do Kastiela, skinął głową w ramach pożegnania.
-Hej, co u ciebie? - zapytałam, gdy znalazłam się obok koleżanki.
-Nic ciekawego. Rozmawiałaś z Kentinem? - zapytała mnie. Zdziwiła mnie tym.
-Tak. - powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Powiedział, że nasza randka była klapą? - zesmutniała.
-Nie, tego nie mówił. - skłamałam.
-W takim razie myślisz, że istnieje szansa, że mu się podobało? - zapytała z nadzieją. Jej spojrzenie przypominało mi zagubione dziecko, które gdzieś w oddali odnalazło swoją mamę.
-Tak sądzę. - cholera, co ja wyprawiałam, po co ją okłamywałam?
-O Boże. - złapała się za klatkę piersiową, w miejsce gdzie powinno być serce. - wiesz co? Zamierzam być zdecydowaną i pewną siebie kobietą. - powiedziała hardo. - idę zaprosić go na kolejną randkę. - zanim zdążyłam zaprotestować ona popędziła w stronę biblioteki; to tam Kentin miał spędzić cały dzień. To się porobiło...
Kto wie , może kiedy Violka stanie się pewniejsza siebie to uda jej się z Kentinem ;)
OdpowiedzUsuńSzczerze to dziewczynki w przedszkolu są bardziej śmiałe niż ona , ale z czasem może się zmieni ? ;)
Jak wcześniej wspominałam Kastiel mnie zadziwia za każdym razem ;)
I charakter i to jak z kimś rozmawia. Zawsze jakieś krótkie słówka nic nie znaczące , a tu takie inteligentne wypowiedzi ;o no proszę proszę ;)
Rozdział jak zawsze super ;)
Weny Ci życzę kochana i Dużo czasu na pisanie ! ;*