Rozdział 22

        -Skąd wiedziałeś? - zapytałam wstrzymując powietrze. 
-Jestem obserwatorem, mówiłem ci. Poza tym nie dziwie się, wypadek musiał być dla ciebie strasznym przeżyciem, ale uwierz mi, to był wypadek, nie mogłaś nic zrobić. Nikt nie mógł. Takie rzeczy się zdarzają i tak jest to okrucieństwo, ale takie są prawa wszechświata. 
-Jeśli ktoś będzie mi zagrażał, będę się mogła obronić, podobnie jak będę mogła pomóc moim bliskim. - wyjaśniłam. 
-Najważniejsze byś ty była bezpieczna, dopiero pozostali. 
-Kwestia priorytetów. - nie chciałam się kłócić. 
-Zaczyna się chmurzyć. - Lysander zakończył temat i spojrzał w niebo. 
-W takim razie wracajmy. - wstałam. 
         -Jeszcze raz bardzo dziękuje. - powiedziałam, gdy doszliśmy na skraj trawnika łączącego się z betonową wylewką dziedzińca. 
-Cała przyjemność po mojej stronie, chętnie bym to powtórzył. - uśmiechnął się. Wymieniliśmy szybki, nieco niezręczny uścisk. Czułam się dziwnie przytulając go po tym, jak dobrym obserwatorem się okazał. 
-Staram się tego nie widzieć. - zanim się od siebie odsunęliśmy, usłyszeliśmy głos Kastiela. Zakłopotana odskoczyłam od Lysandra. 
-Witaj Kas. - przywitał się białowłosy. 
-Hej. - powiedziałam cicho.
-Zobaczymy się wieczorem? - zapytał Kastiel. Pytanie skierowane było do Lysandra. 
-Jasne, przecież się umówiliśmy. - potwierdził białowłosy. 
-Pójdę już. - nie chciałam im przeszkadzać. 
-Poczekaj, chciałem o coś zapytać. - zatrzymał mnie czerwonowłosy. 
-Zanim zaczniecie, ja się pożegnam. - Lysander delikatnie się skłonił i odszedł w stronę zabudowań. 
Patrzyłam wyczekująco na Kastiela. 
-Opuściłaś kilka treningów, nie podoba mi się to. - wyraził swoją dezaprobatę. 
-Byłam zmęczona, jestem człowiekiem nie maszyną. - broniłam się. 
-I będziesz gumi-żelką jeśli się za siebie nie weźmiesz. - pierwszy raz odkąd się znamy powiedział to w tak bezczelny sposób. - zastanów się czy chcesz trenować, nie zamierzam marnować czasu. 
-Przepraszam, chce trenować. - poczułam się głupio i niedojrzale, nie dzieliła nas duża różnica wieku, ale nie lubiłam, gdy traktował mnie, jak dziecko. 
           Wracałam do pokoju w mieszanym nastroju. Z jednej strony byłam smutna, bo Kastiel traktował mnie, jakbym nie wiedziała, czego chcę. Z drugiej strony spotkanie z Lysandrem należało do udanych i pozwoliło mi miło spędzić południe. 
-Jak było? - odezwała się Rozalia, gdy weszłam do pokoju. Dobrze było wiedzieć, że ktoś na tym świecie jest bardziej nieszczęśliwy ode mnie. 
-Dobrze, a ty jak spędziłaś czas? 
-Czytałam. 
-Książkę? - zdziwiłam się. 
-Nie, czasopisma. Dowiedziałam się, że jakiś koleś w Niemczech włożył sobie coś i nie umiał tego wyjąć. 
-Gdzie włożył? - jej mina mówiła wszystko, nie musiała odpowiadać. Wzdrygnęłam się z obrzydzenia. 
-Wybierasz się gdzieś? - zapytała po chwili. 
-Tak, muszę pogadać z Kentinem. 
           Dwukrotnie zapukałam do jego drzwi. Nikt nie otwierał, ale miałam nadzieje, że może bierze prysznic. Nie chciałam biegać po kampusie w poszukiwaniu przyjaciela. 
-A panienka co tutaj robi? - zapytała jedna z dyżurujących nauczycielek. 
-Kentin zabrał mój zeszyt, muszę go odzyskać. Mam ważny test z trygonometrii. - skłamałam. 
-Znasz zasady, nie możesz tu być. Następnym razem pilnuj swoich rzeczy. - baba była wyjątkowo wredna. 
-Jasne, tylko go odzyskam. - uśmiechnęłam się krzywo. 
-Nie tym razem. - wskazała mi dłonią na schody. Westchnęłam, ale posłusznie odeszłam spod drzwi. 
            Błąkałam się po szkolnych korytarzach obserwując uczniów. Wielu poświęcało się zadaniom domowym, inni po prostu rozmawiali siedząc wszędzie, nawet na marmurowych parapetach, co jakiś czas podchodził nauczyciel i kazał im zejść, jakby siedzieli na pomniku prezydenta. 
-Chloe! - znajomy głos, niestety w zdenerwowanym wydaniu. 
-Kentin. - uśmiechnęłam się, gdy do mnie podszedł. Był wściekły. 
-Jak mogłaś nagadać takich rzeczy Violi? 
-Jakich? - oburzyłam się. 
-Twierdzi, że powiedziałaś, że ona mi się podoba i wiesz to ode mnie. 
-Nie powiedziałam! - zaprzeczyłam. 
-Więc co powiedziałaś? - jego głos złagodniał. 
-Nic nadzwyczajnego. Powiedziałam, że byłeś zadowolony z randki. - cholera, znowu namieszałam. 
-Brawo. - zacisnął usta. 
-Wybacz. 
-W porządku. Jakoś sobie poradzę. 
-Byłam u ciebie w pokoju, gdzie byłeś? 
-Brałem prysznic. - odparł. 
-Tak myślałam, a raczej miałam taką nadzieje. - uśmiechnęłam się szeroko. 
-Dlaczego nie poczekałaś? 
-Nauczycielka mnie przegoniła. - skrzywiłam się. 
            W poniedziałek pojawiłam się na treningu punktualnie i wykonałam wszystkie ćwiczenia tak, jak należy. 
-Jesteś mało podekscytowana. - stwierdził. 
-Dlaczego miałabym być? - zapytałam siadając pod ścianą by odpocząć. 
-Cała szkoła będzie tym żyła. - dalej nie rozumiałam, więc patrzyłam na niego wyczekująco. - szkoła organizuje wyjazd w góry. 
-Narty? - zapytałam z ekscytacją. 
-Raczej siedzenie w hotelu, nie wolno będzie jeździć chyba, że na sankach. - prychnął. 
-Cholera to i tak super. Mam dość tych murów. - uderzyłam dłonią w ścianę. 
-Wiedziałem, że się ucieszysz. 
-Kiedy wyjazd? 
-W sobotę rano. Właściwie to lecimy. - mój entuzjazm zgasł. - co jest? - zapytał widząc moją minę. 
-Nienawidzę latać. 
-Wow, Chloe się czegoś boi. - zaśmiał się. 
-To nie jest śmieszne. 
-Oczywiście, że jest. Będzie dobrze, no chyba, że spadniemy z wysokości dziesięciu tysięcy metrów. - naigrywał się ze mnie. 
          -Ale się cieszę! - wykrzyknął Alexy w przerwie na lunch. Wszystkie rozmowy dotyczyły wyjazdu. 
-Ja nie, walizka nie może przekroczyć marnych trzydziestu kilogramów. - marudziła białowłosa. 
-Roza, to chyba nawet mniej niż trzydzieści. - poprawiła ją Violetta. 
-Zdecydowanie mniej. Poza tym to tylko tydzień. - ton głosu Iris sugerował, że nie ma pojęcia, dlaczego Rozalia chciałby wziąć tak wiele ubrań. 
-Będzie bal, chcę dobrze wyglądać. - oburzyła się białowłosa. 
-Masz mnóstwo sukienek. - do rozmowy włączył się Armin. 
Zastanawiałam się w co ja się ubiorę i jakiej skali jest to bal. 
-Co jest? - zapytał Kentin. 
-Nie wiem w co się ubiorę. - narzekałam. 
-Coś wymyślimy. - pocieszył mnie. 
-Mogę ci coś pożyczyć. - zadeklarowała się Rozalia. 
-Albo uda nam się wybrać na zakupy. Podsłuchałam od dyrektorki, że będziemy mieli czas wolny w jednej z największych galerii. - powiedziała Melania. 
-To byłaby świetna opcja, muszę kupić parę rzeczy. - w tym nowe buty na treningi. Wielu uczniów opuszczało szkołę i wybierało się do rodziców, gdy tylko udało im się dostać przepustki. Ten system był prawie, jak więzienny lub szpitalny. Ja nie miałam do kogo jechać... 
-Każdy wyjazd jest lepszy niż siedzenie w tym wariatkowie. - dumał Armin. 
-Wolałbym coś na przerwę wiosenną. - narzekał Nataniel. - zimą może dojść do kontuzji. 
-Nie ma śniegu i lodu. 
-W górach będzie. - odparł blondyn. 
-No tak. - przyznałam mu rację. 
-Co z tego jeśli ktoś się połamie, ciebie to nie dotyczy. - powiedział Kentin. 
-Dotyczy, to papierkowa robota dla gospodarza. 
         Po lunchu skierowaliśmy się w stronę sal lekcyjnych. 
-Wiesz, że lecimy samolotem? - zapytał Kentin z troską w głosie. 
-Tak, poradzę sobie. Najwyżej spędzę lot na twoich kolanach. - powiedziałam. 
-Zawsze do usług, pamiętaj. - uśmiechnął się czule i odszedł w stronę swojej klasy. 
Przez chwilę stałam bez ruchu ciesząc się w duchu z tak dobrego przyjaciela, ale jego kolana nie były tymi, na których chciałam spędzić lot... 


Komentarze

  1. Uuu, a dowiem się na czyich kolanach by wolała ? Już się cieszę na ten wyjazd na pewno coś się wydarzy ;) i zostaje mi tylko czekać właśnie na to co się będzie działo ;)

    Jak zawsze świetny rozdział i weny Ci życzę kochana! ;*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz