Rozdział 23
Przez cały tydzień szkoła żyła wyjazdem, był to główny temat rozmów na korytarzach, a także podczas lekcji. Z czasem nawet nauczyciele przestali zwracać uwagę na szepty podczas zajęć. Na każdym treningu wysłuchiwałam naśmiewań się Kastiela z mojego strachu przed lotem. Na moje szczęście nic nie potrafiło zepsuć mi humoru, jaki towarzyszył mi przez cały tydzień. W piątek miał zostać zorganizowany apel w sprawie wyjazdu. Dyrekcja miała wiele ważnych kwesti do wyjaśnienia. Każdy z nas miał podpisać regulamin.
-Ciekawe, o czym będzie smęcić. - dumała Rozalia podczas przerwy.
-Ważne, że ostatnie lekcje są odwołane. - zauważył Armin. Po lunchu mieliśmy udać się do auli, gdzie wygłoszona miała zostać tyrada.
-Ten wyjazd powoduje zbyt wiele pracy. - do stolika dołączyła Melania i Nataniel, oboje wyglądali na zmęczonych.
-Za dużo pracujecie. - dodał Kentin.
-Wyjazd wiąże się z papierkową robotą. - westchnęła Mel.
-Za każdym razem, jak z tobą rozmawiam mam ochotę oddać krew. - skrzywił się Alexy, miał racje; Melania wkładała wiele, wiele pracy w bycie zastępcą gospodarza i przykładnym obywatelem, aż chciało się jej dorównać.
-Albo wymasować staruszkom plecy. - rzuciła Kim.
Od początku tygodnia do naszego stolika wróciła Kim, nie rozmawiały z Rozalią, ale to i tak był postęp.
-Miło cię tu znowu widzieć. - uśmiechnął się do niej Kentin.
-Gość, z którym siedziałam w zeszłym tygodniu strasznie śmierdzi. - wzdrygnęła się.
-Wiadomo, my to co innego. - wyszczerzył zęby Armin.
-Ta, niektórzy. - skrzywiła się i spojrzała na białowłosą.
-Ej. - zaprotestowałam. - bez takich.
-Jasne, obiecałam. - we wtorek złożyła obietnice naszej paczce, że nie będzie się naśmiewała ani wypominała niczego Rozie.
Usiedliśmy na licznych krzesłach na auli, wyglądało to mniej więcej, jak teatr; krzesła ustawione w coraz niższe rzędy, na dole podest niczym scena. Gdy weszła dyrekcja, wszyscy odruchowo wstaliśmy.
-Siadajcie, kochani. - tym razem użyła mikrofonu.
-Cóż za łaskawość. - szepnęłam do Kentina. Na jego twarzy pojawił się kpiący uśmiech.
-Jutrzejszy wyjazd jest dla naszej szkoły wyjątkowo. Mam nadzieje, że wszyscy zachowacie się poprawnie. Zobowiązuje was do tego regulamin, który czeka na was po naszym spotkaniu. Zanim opuścicie aulę, każdy musi złożyć podpis, nauczyciele przygotowali długopisy i listy według nazwisk. Od A do M po prawej stronie. - wskazała ręką na odpowiedni stolik ustawiony przy drzwiach wejściowych. - reszta na lewo. - znowu wykonała gest.
-Co jeśli wybuchnie pożar, gdzie jest wyjście awaryjne? - zapytał żartobliwie Armin.
-Za wami. - odparła spokojnie Koslowa. - kontynuujmy. - zaczęła pogadankę o organizacji i zachowaniu w samolocie.
-Umieram. - jęknęła Kim siedząca obok mnie.
-Będziecie pod opieką wielu nauczycieli tej szkoły, zasady są podobne, jak w naszej placówce. - czytaj: więzieniu, pomyślałam. - nie wolno przebywać wam w pokojach płci przeciwnej. - zakończyła postawowy wykład o zasadach. - przejdźmy teraz do innej kwestii. Podczas wyjazdu czeka was bal, zdaje sobie sprawę, że wielu z was może chcieć udać się na zakupy. Czeka nas wizyta w centrum, gdzie obowiązuje was zasada grup zorganizowanych. - czyli po piętnaście osób pod opieką jednego nauczyciela. - stroje są balowe, więc żadnych jeansów i mini. - mówiąc to spojrzała w moją stronę, bezczelna. - zapomnijcie o nartach, ale weźcie ciepła ubrania. Zaplanowaliśmy dla was kulig. - ahoj przygodo. - robienie aniołków na śniegu będzie waszą jedyną, śniegową zabawą. Czy są jakieś pytania?
-Ja mam! - wykrzyknęła Rozalia. - czy może jechać ktoś spoza szkoły?
-Nie ma takiej możliwości. - odpowiedziała jej surowo.
-Jak dużo czasu wolnego mamy? - pojawiło się kolejne pytanie.
-Nie macie zajęć lekcyjnych nad czym ubolewam, więc poza balem i kilkoma wydarzeniami macie czas do własnej dyspozycji. Kurort oferuje wiele możliwości, jest spa. - przebiegła wzrokiem po zebranych. - wow spa, tego się nie spodziewałam.
-Czy wyjazd jest dla wszystkich klas? - piskliwy głos Amber przeciął aule.
-Oczywiście, nie dyskryminujemy nikogo ze względu na wiek. - dyrektorka zmroziła ją spojrzeniem. Czy ta blond wariatka musi przypominać o swoim istnieniu, kiedy ja o nim zapominam?
Po skończonym przemówieniu udaliśmy się do drzwi wyjściowych. Ustawiłam się w odpowiednim sektorze i czekałam w kolejce na podpisanie się.
-Ciekawe, ile czasu spędzimy w centrum. - zastanawiał się ktoś za mną. - liczę, że uda nam się skoczyć do monopolowego. - grupka zachichotała.
-W centrum nie ma takich niszowych sklepów, ale jestem gotowy zapłacić krocie za flaszkę wódki. - odparł męski głos.
-Ten kurort, to podobno centrum bogaczy, w okolicy jest mnóstwo ich domów, prawdziwe ville, moja mama pracowała w jednej z nich. - nigdy nie rozumiałam zachwytów nad cudzymi nieruchomościami.
-Chloe? - moje podsłuchiwanie przerwała nauczycielka, byłam następna w kolejce, a ona dobrze mnie znała, więc wywołała po imieniu. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i podeszłam do stolika. Wskazała mi długopisem wąski pasek na mój podpis.
-Dyrekcja czytała wam regulamin, ale masz prawo przeczytać go po raz kolejny. Tutaj są broszury informacyjne i kopia regulaminu. - wskazała na leżące stosy.
-Dobrze wysłuchałam dyrektor Koslowej. - uśmiechnęłam się tym razem sztucznie i chwyciłam za długopis. Podpisałam się imieniem i nazwiskiem, tak jak tego żądano.
-Proszę. - wręczyła mi złożoną broszurę i regulamin.
Wychodząc spojrzałam na plik kartek, szkarłatnymi literami odznaczały się zakaz spożywania alkoholu i palenia, biedny Kas, ale jego zapewne to nie dotyczy.
-Gotowa? - podszedł do mnie Kentin.
-Jasne, podpisałam się.
-Czytałaś to?
-Nie. A ty?
-Nie zbyt słuchałem, więc muszę to nadrobić. - podrapał się po głowie.
-Zapewne nie ma tu niczego nowego.
-Wypijemy gorącą czekoladę? - zaproponował.
-Nie mogę, muszę się spakować.
-Myślałem, że ty i Rozalia już dawno to zrobiłyście. - naśmiewał się.
-Ona tak, w sumie to nie do końca. Od początku tygodnia rozkłada kupki ubrań i zastanawia, co zabrać. - przewróciłam oczami.
Wracając do pokoju spotkałam Doriana.
-Cześć nieznajoma. - uśmiechnął się szelmowsko.
-Hej. - przywitałam się.
-Mam nadzieje, że jedziesz. - powiedział.
-Jasne.
-To dobrze, bałem się, że po przeczytaniu regulaminu zrezygnujesz.
-Do odważnych świat należy. - uśmiechnęłam się kpiąco.
-Właściwie to chciałbym cię oficjalnie zaprosić na imprezę.
-Jaką? - zdziwiłam się.
-W kurorcie, na ostatnim piętrze. Tam będzie mój pokój, potem pokaże ci, jak się tam dostać niezauważonym. - mrugnął do mnie.
-Skąd wiesz jaki będziesz miał pokój?
-Od rodziców. - ach ten uśmiech zwycięzcy.
-Są właścicielami? - zapytałam.
-Nie, ale stałymi klientami. Poza tym moja mama zadba bym dostał, co najlepsze.
-Szczęściarz. - podsumowałam i tym samym zakończyłam naszą rozmowę.
Po zapięciu walizki, poczułam zmęczenie, ale nie chciałam jeszcze spać. Miałam zamiar przespać cały lot. Wizja siedzenia tu z Rozalią także nie była zbyt optymistyczna; siedziała na ziemi lamentując nad wielkością bagażu. Jej walizka była coraz pełniejsza, a nie spakowała jeszcze kosmetyków...
-Idę się czegoś napić. - poinformowałam ją. - przynieść ci coś?
-Tak, większy limit. - jęknęła.
-Roza, przestań, weź co najważniejsze. - zrugałam ją.
-Kiedy to niemożliwe. - marudziła dalej.
W kuchni postawiłam na gorącą czekoladę, wysypałam dwie saszetki i czekałam aż zagotuje się woda. Znalazłam papierowy kubeczek, nienawidziłam pić z ceramicznych, miałam wrażenie, że są brudne.
-Będziesz pić to sama? - w kuchennych drzwiach stanął Kastiel.
-Tak.
-Nie bądź taka, zrób też dla mnie. - jego spojrzenie zmiękło, podobnie jak moje serce.
Wyciągnęłam kubek i gdy miałam wsypać zawartość saszetki, on położył dłoń na mojej. Głośno przełknęłam ślinę.
-Nie chcę w zwykłym. Poproszę o papierowy. - cofnął dłoń.
-Jasne. - powiedziałam cicho.
Trzymając w dłoniach papierowe kubki, udaliśmy się na zewnątrz. Było na tyle późno, że nie powinniśmy tam przebywać, ale z Kastielem mogłam liczyć na pewne ulgi. Jakoś przekonał dyżurującą nauczycielkę, że powinniśmy wyjść. Była młoda i widać było, że on bardzo jej się podoba, tym razem działało to na naszą korzyść.
-Masz pietra? - zapytał, gdy usiedliśmy na ławce.
-Trochę.
-Nie bój się, każdy się czegoś boi.
-Tak? W takim razie czego ty się boisz? - nie odpowiedział. - widzisz. - nie musiałam dodawać niczego więcej.
-Może jutro pokonasz swój strach. - odezwał się po chwili.
-Może.
-Dostałaś zaproszenie Doriana?
-Tak, nie mogę się doczekać. - powiedziałam z udawanym entuzjazmem. Miałam ochotę się z nim podrażnić.
-Serio? Czemu?
-Dorian to świetny facet.
-Powiedzmy. - chrząknął. - to głupota, że on ci się podoba. Nie jest odpowiedni dla ciebie, to palant. - powiedział.
-Nie mam ochoty na siedzenie tu i słuchanie, co jest dla mnie dobre, a co nie. - wstałam rozgniewana i wrzuciłam kubek z pozostałością czekolady do kosza.
-Poczekaj. - chwycił moją dłoń i zatrzymał.
-Na co? Na kolejne obrażanie? Na to, jaka to jestem głupia i nieodpowiedzialna, bo nie chodzę na twoje treningi? Na to, jaka jestem naiwna licząc, że Dorian jest mną zainteresowany? Mam dość słuchania złotych rad i wiecznej krytyki. - warknęłam.
Nie doczekałam się odpowiedzi zamiast tego chwycił moje przedramię i przyciągnął do siebie, prawie straciłam równowagę. Jego usta znalazły się na moich, były tak miękkie, jak zapamiętałam. Całował mnie delikatnie i powoli, oboje wlaliśmy w ten pocałunek cały ból i żal, jaki towarzyszył nam przez jakiś czas.
-Nie przyszedłem tu z tobą, by cię krytykować. - szepnął nadal będąc blisko. Zanim powiedział cokolwiek więcej, musnął wargami moje usta. - chciałem powiedzieć, żebyś była jutro odważna, poradzisz sobie, ze wszystkim sobie radzisz. - nie wiedząc czemu w moich oczach wezbrały łzy. Nie chciałam by to zobaczył, więc kiwnęłam głową; szybko się obróciłam i ruszyłam do drzwi wejściowych. Zostawiłam go tam bez słowa wyjaśnienia.
Komentarze
Prześlij komentarz