Rozdział 24

       Noc skończyła się zbyt późno, a ranek nadszedł zbyt szybko; wstałam, jakbym imprezowała cała noc. Miałam kaca choć nie wypiłam nawet mililitra alkoholu. Miałam nadzieje, że prysznic postawi mnie nogi, ale niestety... 
-Wyglądasz okropnie. - stwierdziła Rozalia. 
-To stres. - wyjaśniłam. Nie chciałam przyznać przed nią, że większą część nocy spędziłam na rozmyślaniu o wysokim, czerwonowłosym mężczyźnie. 
-Daj spokój, samolot nie spadnie. Silniki nie przestaną działać. - stwierdziła. 
-Nie pociesza mnie to. - westchnęłam. 
Chwyciłyśmy za walizki i udałyśmy się na dziedziniec. Sporo osób już tam było, pozostali napływali coraz większymi masami.
-Chloe! - ucieszył się Kentin. - oj. - dodał, gdy spojrzał na moją twarz. 
-Dokładnie. 
-Zarwałaś noc? - zapytał Armin. 
-Coś w tym stylu. 
-Ktoś się orientuje ile osób może być w pokoju? - dopytywała gorączkowo Iris. 
-Podobno po dwie. - odparł jej Alexy. 
-Dorian wie najlepiej. - jęknęłam. Moja głowa pękała od tego jazgotu. 
-Coś wspominał. - zastanowił się Kentin. 
-Polubił was. - stwierdził Nataniel. 
-Jest w porządku, lubię go. - odpowiedział mu zielonooki. 
            -Błagam, zbierzcie się w grupy zajęciowe! - krzyknął Pan Brown. Miał trudności z policzeniem wszystkich. 
Posłusznie ruszyliśmy, by ustawić się według grup;  chodziło o grupy, które normalnie siedziałyby na pierwszych zajęciach. 
-Ludzie ruszcie się, jeśli chcecie mieć coś z dnia! - wykrzykiwała dziewczyna z ostatniej klasy. Po jej minie widać było, że jeśli szybko tego nie zrobimy, przyłoży każdemu z nas. 
-Za chwile podjadą busy, które zawiozą was na lotnisko. Każda grupa będzie pod opieką nauczycieli. Niech chociaż raz uda nam się dotrzeć bez wypadków. Żadnego cyrkla w oku, Armin. - nauczycielka surowo spojrzała na chłopaka. 
Grupy zostały podzielone na piętnastoosobowe; czyli na pół. Na lekcjach było nas trzydziestu. 
Wsiadając do busa miałam nadzieje, że to Rozalia usiądzie obok mnie. Była najłatwiejszą osobą do zagadania; wystarczyło pytać ją o Leo. Moja nadzieja tym razem nie okazała się złudna i białowłosa wesoło trajkotała obok mnie. 
            Mój stres nasilił się, gdy znaleźliśmy się w samolocie. Kilka grup zostało złączonych w jedną; na pokładzie było nas ponad sto. Zajęłam swoje miejsce na tyle samolotu, pod oknem. 
-Mogę? - usłyszałam głos Kentina. Akurat chowałam głowę między kolanami. 
-Jasne. - uśmiechnęłam się z wdzięcznością. 
-Nie martw się, jestem tu. - położył dłoń na mojej. 
-Wiem, to mi pomaga. 
Start był najgorszy. Gdy samolot wznosił się w powietrze, czułam się okropnie. Po około dwudziestu minutach uspokoiłam się na tyle, by zacząć rozmawiać z przyjacielem. 
-Jak z Violettą? 
-Nijak. Nie potrafię z nią być. Nie podoba mi się. 
-Byliście na jakiejś randce? 
-Tak, druga okazała się gorsza od poprzedniej. - jęknął. 
-Dlaczego? 
-Ona na siłę próbuje być wyluzowana. Nawet stara się żartować, jak ty. - zaśmiał się gorzko. 
-Podobasz jej się. To nic dziwnego, że stara ci się przypodobać. 
-Ta, ale należałoby mieć chociaż tyle rozumu, by wiedzieć, że kłamanie na temat osobowości nie jest dobrą opcją. Nie zrozumiem kobiet. - złapał się za głowę. 
-Ej, ja jestem inna. - pacnęłam go w ramię. 
-Dlatego się przyjaźnimy. - uśmiechnął się szeroko. - pójdę po jakąś wodę. - dodał i wstał. 
Wpatrywałam się w okno i rozmyślałam, jak mu pomóc z Violettą. 
-Jak tam? - cholera, nie on. Nie teraz. 
-Żałuje, że nie widziałam cię wcześniej. Udawałabym, że śpię. - powiedziałam ze słodkim uśmiechem. 
-Daj spokój. - usiadł na miejscu Kentina. - odpowiedz na pytanie. 
-Kastiel, czułam się świetnie, ale potem przyszedłeś. - to nie do końca była prawda, jego obecność zawsze dodawała mi otuchy. 
-Nie panikuj, nie przyszedłem rozmawiać o tym, że uciekłaś, kiedy cię pocałowałem. Zostawiłaś bez słowa z tysiącami myśli.. - teatralnie chwycił się za serce. 
-Przestań. - zaśmiałam się. 
-Sugerujesz, że kłamie i nie uraziło to mojej męskiej dumy? 
-Dlaczego nie przyszedłeś o tym rozmawiać? - zmieniłam temat. 
-Ponieważ boisz się latać, a nie chcę dodawać ci zmartwień. - odparł. To mi zaimponowało, oznaczało, że nie jest takim egoistą za jakiego uchodzi. 
-Dzięki. 
-Do zobaczenia w kurorcie. - uśmiechnął się lekko i odszedł na początek samolotu. Nie wiedziałam, że lecimy razem. Byłam przekonana, że jest w drugim samolocie. 
            Lądowanie było jeszcze gorsze niż start. Myślałam, że umrę, ale najpierw zwymiotuje. 
-Jest dobrze. - Kentin cały czas głaskał wierzch mojej dłoni chcąc dodać mi otuchy. 
-Będzie. - poprawiłam go. 
Na lotnisku czekały na nas busy, które miały zawieźć nas do kurortu. Usiadłam z Kentinem i obserwowałam piękne widoki, by się uspokoić. Wierzchołki gór przysłaniała mgła, a one same wyglądały, jak polane lukrem. Czasami musiałam mrużyć oczy, gdyż promienie słoneczne padające na śnieg, oślepiały mnie odbijając się od niego. Krajobraz zapierał dech w piersiach. 
             Gdy tylko znaleźliśmy się pod kurortem, po raz kolejny zaparło mi dech w piersiach. Drewniany budynek z licznymi oknami o weneckich szybach został idealnie wkomponowany w otoczenie. Miało się wrażenia, że wyrósł pośrodku lasu w sposób naturalny, a nie został stworzony ludzką ręką. 
-Wow. - Armin stanął obok mnie z otwartą buzią. 
-Może być. - wzruszyła ramionami Kim. 
-Ciekawe, jak wyglada w środku. - dodał Alexy. 
Nie było niespodzianką to, że wnętrze było równie perfekcyjne. Powitało nas ogromne pomieszczenie z licznymi kanapami, aż proszącymi by na nich usiąść. 
-Witamy serdecznie. - przywitała nas wysoka blondynka, na jej widok wielu chłopców zdębiało. - zapraszamy do zapoznania się z listą pokoi, które zostały dla was przygotowane. - wskazała na długi kontuar, za którymi stało kilku pracowników gotowych nas przyjąć. 
-Zanim udacie się do swoich pokoi, chciałabym jeszcze raz przypomnieć o regulaminie. Dzisiaj nie macie żadnych zajęć prócz powitalnej kolacji o dziewiętnastej. - powiedziała głośno Dyrektorka. - miłej zabawy. - uśmiechnęła się. To było rzadkie. 
-Jesteśmy razem? - zapytała Rozalia, stając przy moim boku. 
-Jasne. Weźmy bagaże. 
          Podeszłyśmy do jednego z pracowników. Był to chłopak o urodzie słodkiego elfa. Podałyśmy swoje nazwiska i otrzymałyśmy klucz. Wskazał nam drogę do wind. 
-Nawet niezły. - skomentowała Roza, gdy jechałyśmy na swoje piętro. 
-Jeśli lubisz elfy. - zaśmiałam się. 
-Co on robi w hotelu? Powinien grać w filmach i to bez charakteryzacji. - zażartowała. 
Nasz pokój był duży, jeśli nie wielki. Każda z nas miała swoje łóżko i to w rozmiarze małżeńskiego. Łazienka wyposażona została w wannę i prysznic. Już nie mogłam doczekać się długiej kąpieli wśród bąbelków. 
-Ile mamy czasu do kolacji? - usłyszałam głos białowłosej. 
-Jakieś trzy godziny. 
-Cholera. - jasne, to dla niej za mało. Uśmiechnęłam się pod nosem. W tym samym czasie ktoś zapukał do drzwi pokoju...


Komentarze

  1. Kurczę , az sobie wyobrazilam ten kurort ;) Coś czuję , że ten cały wyjazd będzie pełen wrażeń ;) az nie mogę się doczekać ;) ^^

    Mam nadzieję , że osoba pukająca do drzwi to Kastiel? ;>

    Rozdział jak zawsze wyszedł Ci świetny ^^ .
    Tylko mi wiecznie mało ;o
    Z niecierpliwością czekam na next , a Tobie kochana autorko życzę naprawdę duuużo weny ;* ^^

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz