Rozdział 25
Otworzyłam drzwi mężczyźnie w średnim wieku ubranemu w strój z logo hotelu. Wyglądał niemal identycznie, jak obsługa, którą spotkaliśmy przy wejściu do kurortu.
-Keeland? - zapytał.
-To ja. - odparłam, a on wręczył mi długą, białą różę. Ktoś dołączył nawet kartkę.
-Kto to? - z głębi pokoju dobiegł głos Rozalii.
-Obsługa. - powiedziałam idąc w jej kierunku.
-Wow, od kogo to? - zapytała podekscytowana. Jej oczy rozbłysły, uwielbiała nowinki i plotki.
-Nie wiem. - chociaż miałam nadzieje, że to od Kastiela. Moje serce zabiło odrobinę szybciej niż zwykle.
-Nie dołączył notatki? - zdziwiła się.
-Najwyraźniej. - zgniotłam karteczkę w dłoni. Nie chciałam jej otwierać przy niej.
-Cóż w czasie, gdy ty będziesz ustalała tożsamość nadawcy, ja przyszykuje się do kolacji. - zniknęła w łazience ze swoją ogromną kosmetyczką.
Odczekałam kilka minut, by upewnić się, że białowłosa zanurkowała w pianie. Otwierając mini kopertę miałam nadzieje, że Kastiel się podpisał. Mój entuzjazm zgasł, treść została napisana bardzo starannym pismem; bądź promieniem słońca dla tych, którzy go nie mają / L.
Litera nie pozostawiała wątpliwości. To musiał być Lysander, to było jego pismo i tylko on mógł wysłać coś tak zagadkowego. No właśnie zagadkowego, a nie romantycznego. W tym geście nie było nic miłosnego, być może była to forma zaproszenia, ale nie potrafiłam tego rozszyfrować...
-I co, domyślasz się? - za moimi plecami pojawiła się Rozalia owinięta w śnieżnobiały ręcznik.
-Nie. - zaprzeczyłam ponownie zgniatając kartkę. Postanowiłam nikomu, o tym nie mówić. Sama musiałam się domyślić, o co chodziło białowłosemu.
-Jesteś gotowa? Zamierzasz tak iść na kolacje? - z oburzeniem spojrzała na mój strój.
-Coś nie tak?
-Chloe. - jęknęła. - nie trenujesz tutaj, zadbaj o siebie. - marudziła.
Miała racje, na codzień miałam mało czasu dla siebie i swojego ciała. Jedyne na co sobie pozwalałam to lekki makijaż i to okazjonalnie oraz kilka warstw balsamu dla wysuszonej skóry.
-Masz racje. - powiedziałam. - chce wyglądać wspaniale. - postanowiłam.
-To do roboty! - poganiała mnie. - masz mało czasu, by przyćmić nas wszystkie. - mrugnęła do mnie.
W wannie pełnej wody rozmyślałam nad liścikiem. Co ten popapraniec miał na myśli... Postawiłam sobie za cel wyglądać wspaniale podczas tego wyjazdu, a póki co nie zrobiłam niczego innego, jak kąpiel. To było stanowczo za mało. Na początek stwierdziłam, że warto porządnie ogolić swoje ciało. Robiłam to regularnie, ale nie miałam ani chęci ani siły, by robić to dokładnie. Zawsze kilka krótkich włosków znajdowało się na moich nogach, w porównaniu do idealnie gładkiej skóry moich koleżanek wyglądałam, jak gnom lub bliska kuzynka gremlinów.
Po nałożeniu makijażu i starannym wyszczotkowaniu i ułożeniu włosów, które opadały falami na moje plecy i ramiona, poczułam się bardzo seksowna. Kto wie, może i Kastielowi zadrży oko na mój widok. W co ja wierze, jego nawet miss by nie zachwyciła.
-Nawilżyłaś porządnie skórę? W tym tempie zestarzejesz się mając trzydzieści lat. - Rozalia spojrzała na mnie i zlustrowała od stóp do głów.
-Tak, ale muszę się w coś ubrać. - stałam przed nią w samej bieliźnie.
-Zazdroszczę ci takich kształtów. - jęknęła. - masz takie piękne piersi. - Rozalia nie należała do dziewczyn, które zlewały się ze ścianą, ale jej biust był mniejszy niż mój.
-Co z tego, jeśli nie mam czasu go eksponować. - zaśmiałam się krótko.
-Nie musisz. Nawet w prostej koszulce wyglądasz lepiej ode mnie. Myślałaś kiedyś o lepszej bieliźnie? Z takim ciałem powinnaś nosić tylko francuskie koronki.
-Dawno nie byłam na zakupach. - pożaliłam się.
-To się zmieni. Fundusz mamy, prawda?
-Tak, to akurat nie problem.
-W takim razie, będziemy mogły zaszaleć. - widziałam po niej, jak bardzo ją to ucieszyło.
Zeszłyśmy do sali restauracyjnej, do której skierował nas jeden z pracowników kurortu. Prowadziły do niej ogromne drzwi. Obserwowałam dziewczyny ze szkoły i w duchu dziękowałam Rozalii za wymuszenie na mnie zadbania o siebie.
-Hej, wyglądasz całkiem nieźle. - powiedziałam stając obok Kentina. Chłopak miał na sobie jasnozieloną koszule, pięknie podkreślając jego kolor oczu.
-I kto to mówi. - w jego oczach zauważyłam błysk.
-Wezmę to za komplement. - powiedziałam z uśmiechem.
-Widzieliście te małe mydełka?! - do naszej grupki dołączył Armin. - Uuu Chloe! - powiedział uważnie mnie oglądając.
-Jakie mydełka? - zapytałam marszcząc brwi.
-Pachną, jak mango.
-Nasze, jak maliny. - rzuciła Rozalia.
-Zamienicie się? - jęczał Armin.
-On żartuje? - wskazałam na ciemnowłosego. - błagam, niech ktoś powie, że facet nie zachwyca się mydełkami.
-Zamienię się na mango za nasze pachnące, jak pomarańcze. - podeszły do nas Melania, Iris i Violetta. Ta ostatnia uważnie spoglądała na Kentina oczami, jak spodki.
-Wiesz, że codziennie dadzą nowe? - chrząknął Kentin.
-Jeśli znowu trafie na mango to i tak się wymienię. - żachnął się Armin.
-Co tu się dzieje? - zapytał Lysander. Miałam ochotę wypytać go o wiadomość, ale powstrzymałam się; nie chciałam by ktokolwiek o niej wiedział.
-Trwa giełda mydełek. Chcesz się dorzucić? - zapytałam żartobliwie.
-Moje pachną bzem, pozostanę przy nich. - odparł. - Jak zwykle Panie zachwycają. - spojrzał na każdą z nas.
-Wchodzimy? - zapytała Kim. Wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
Weszliśmy do przestronnej sali, w całości zapełnionej przez okrągłe stoły, przy każdym z nich stało osiem krzeseł. Wybraliśmy miejsce obok okna; widok był tu lepszy niż przy jakimkolwiek innym stoliku. Zajęliśmy miejsca, udało mi się nawet usiąść na przeciwko okna, a nie plecami do niego, jak zrobił to Armin. Krzesła zostały zajęte przez Rozalię, Kentina, Lysandra, Armina, Alexego, Kim i mnie. Pozostało jedno wolne. Nataniel i Melania musieli siedzieć blisko Dyrekcji, z którą chcieli omówić kilka spraw. Początkowo Violetta wykazywała chęci spędzenia z nami kolacji, ale obojętne nastawienie Kentina spowodowało, że się wycofała. Nie był dla niej wrogi lub nie miły, ale po prostu ją ignorował.
-Oby tylko nie dosiadł się do nas nikt obcy. - błagalny ton głosu Rozalii wyrwał mnie z zamyślenia.
-Dlaczego Violetta z nami nie siedzi? Sądziłem, że się umawiacie. - Armin zmarszczył brwi.
-Nie jesteśmy razem. Byliśmy na dwóch randkach, ale chyba nic z tego nie będzie. To świetna dziewczyna, jednak nie w moim typie. - Kentin starał się nie urazić dziewczyny i jednocześnie nie stworzyć wrażenia chama.
-Jest szalona. - wzruszył ramionami Alexy. - gdybym wolał laski, ona byłaby ostatnią, z którą bym się umówił.
-W takim razie kto byłby twoją wybranką? - Kim spojrzała na niego spod rzęs.
-Hm... chciałbym kogoś o twoich kształtach. - wskazał na mnie. - ale niestety twój charakter by mnie przytłoczył, skarbie. - spojrzał na mnie przepraszająco.
-Daj spokój, nie obraża mnie to. - mrugnęłam do niego.
-Umówiłbym się z Kate. - miał na myśli dziewczynę z najwyższej klasy. Była wysoką, długonogą blondynką o łagodnym nastawieniu do świata.
-Nie spojrzałaby na ciebie. - prychnął Armin. On sam dostał kosza, kiedy próbował ją zaprosić na jedną z imprez.
W samą porę podano kolację; mój żołądek wydawał bardzo dziwne dźwięki. Chwyciłam za sztućce i przez chwilę przyglądałam się łososiowi na moim talerzu. Zielone szparagi będące dodatkiem do ryby nie wzbudzały mojego zaufania.
-Co mnie ominęło? - o mało się nie udławiłam. Do stolika dołączył Kastiel.
-Spóźniłeś się. - zganił go Lysander.
-Miałem kilka spraw. - usprawiedliwił się.
-Jak my wszyscy. - Lysander zacisnął usta. - siadaj, zaraz ostygnie.
Czerwonowłosy rzucił mi krótkie, przelotne spojrzenie. Jego wzrok przez chwilę spoczął ma moich czerwonych ustach.
-Nienawidzę ryb. - jęknęła Kim.
-Jest pyszna. - powiedziałam odrywając wzrok od Kastiela.
-Zjadłabym pizzę. - marudziła dalej.
Po kolacji i deserze miałam ochotę położyć się do łóżka. Kilka osób umawiało się na bilard lub kręgle, ale mnie organizm odmawiał posłuszeństwa. Ostatnie kilka minut spędziłam ma ziewaniu.
-Lysander! - zawołałam, gdy opuściliśmy salę. Chłopak odwrócił się na dźwięk swojego imienia. - co znaczy wiadomość? - zapytałam.
-Tak sądziłem, że to za trudne. - powiedział smutno. - mam na myśli, że nie mogłaś wiedzieć, o co chodzi. Nie, że nie byłabyś w stanie się domyślić, bo jesteś za głupia czy coś. - zaczął tłumaczyć swoje słowa, błędnie interpretując moją minę.
-Jasne. - uśmiechnęłam się.
-W takim razie chciałbym byś pojutrze rano poszła ze mną do budynku na przeciwko, a stamtąd wybrała się do miasta. Reszty nie mogę powiedzieć. - uśmiechnął się delikatnie.
-Lys.. - wzięłam głęboki wdech. - to miło z twojej strony, ale nie chce być powodem konfliktów z Kastielem, a on sądzi, że spędzasz ze mną czas, bo.. - przerwałam, by zebrać myśli. - po prostu myśli, że się spotykamy. - tak interpretowałam zachowanie Kastiela; po każdym moim spotkaniu z Lysandrem obrażał się, jak małe dziecko.
-Nie powinnaś się nim martwić, ale rozumiem. - tym razem jego uśmiech był smutny. - Mam nadzieje, że róża się podobała.
-Tak, jest piękna. Dziękuje, doceniam to. A teraz idę spać. - ziewnęłam zasłaniając usta dłonią.
-Dobranoc Chloe. - posłał mi oszałamiający uśmiech.
Obudziłam się skąpana w promieniach słońca.
-Zasłoń to. - jęknęła Rozalia.
-O której wróciłaś? - zapytałam.
Białowłosa postanowiła wybrać się na kręgle z naszymi wspólnymi znajomymi. Natomiast ja udałam się do pokoju i zasnęłam w świeżej, miękkiej, hotelowej pościeli. Nie kwestionowałam jej prośby i nacisnęłam przycisk włączający rolety.
-Dzięki. - powiedziała i obróciła na drugi bok.
Nie byłam przyzwyczajona do wstawania o późnych porach, ale gdy zobaczyłam, że zegar na mojej szafce nocnej wskazuje dziewiątą, poczułam dziwną, irracjonalną radość. Czy łamanie zasad zawsze przynosi szczęście i poczucie wyższości?
-Cześć. - głos Kastiela przerwał ciszę.
Siedziałam na małej ławce w lesie, właściwie na jego początku.
-Hej. - uśmiechnęłam się obracając twarz w jego stronę.
-Gdzie się wczoraj bawiłaś? - zapytał.
-W łożku. - odparłam. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z dwuznaczności tych słów. - spałam. - doprecyzowałam.
-Sama? - zapytał kpiąco.
-Mówię, że spałam. - warknęłam.
-Ciekawiej jest we dwoje. - mrugnął do mnie.
-Eh... - westchnęłam.
-Dobra nie przyszedłem tutaj, by z ciebie żartować. - usiadł obok mnie i przykrył moją dłoń. - chodź ze mną.
-Dokąd?
-Zobaczysz, po prostu chodź. - jego rzęsy czyniły cuda.
-Jasne. - szepnęłam. Kastiel wstał, dalej trzymając moją dłoń. Po raz pierwszy trzymaliśmy się za ręce w ten sposób.
Nie wiem czy do przez przypadek, ale masz dwa takie same rozdziały tylko że 25 kończy się na pójściu spać Chloe.. :D
OdpowiedzUsuńWiem, przestałam komentować :( Ale się poprawię :*
Weny i chęci do pisania <3
Tak wiem, staram się to usunąć, ale to wina bloggera, który odmawia posłuszeństwa. Mam nadzieje, że uda mi się to jeszcze dzisiaj zedytować.
Usuń