Rozdział 41
-Co masz taką minę? - Dorian stanął na przeciw mnie.
-Zmęczona jestem. - marudziłam.
-W takim razie nie namówię cię na drinka? - przekrzywił głowę i przyglądał mi się z wesołym uśmiechem.
-Nie, nie dzisiaj. - ziewnęłam.
-Szkoda, tak pięknie dzisiaj wyglądasz.
-Dziękuje, to miłe, że ktoś to docenia. - prychnęłam.
Wysiedliśmy z windy i chłopak odprowadził mnie pod same drzwi. On mieszkał w innej części hotelu.
-To tu. - wskazałam odpowiedni numer.
-W takim razie dobranoc. - uśmiechnął się.
-Dziękuje. - powiedziałam nagle.
-Za co? - zdziwił się.
-Za wszystko. Za ten dzień, byłeś ogromnym wsparciem. Jakoś nie polubiłam Tess. - nie chciałam przyznać, że chodziło o Kastiela mimo, że Dorian już się tego domyślił.
-Do usług, zawsze. - mrugnął do mnie.
Uśmiechnęłam się i odwróciłam przodem do drzwi. Niespodziewanie chłopak chwycił moją dłoń i odwrócił mnie do siebie. Byłam w pełni świadoma tego, co zamierza zrobić. Dał mi kilka sekund na odsunięcie się. Zamiast tego sama zbliżyłam się do jego ust. Delikatnie się pochylił i nasze usta się złączyły. Całował mnie zachłannie. Jego pocałunek skutecznie odwracał moją uwagę od wszystkich nieszczęść tego dnia.
-Ekhm.. - przerwało nam czyjeś chrząknięcie. Odskoczyliśmy od siebie, jak poparzeni.
-Roza. - powiedziałam zakłopotana.
-Nie musicie przerywać, po prostu moglibyście się odsunąć od drzwi. - zaśmiała się.
Posłusznie odeszliśmy na bok, ale nie wróciliśmy do całowania.
-Lepiej już pójdę. - zaśmiał się.
-Tak.
-Dobranoc. - pochylił się i cmoknął mnie w policzek.
Weszłam do pokoju i spodziewałam się usłyszeć lawinę pytań.
-Jak całuje? - wystrzeliła pierwsze pytanie.
-Dobrze, bardzo dobrze. - zaśmiałam się.
-Który raz się całujecie?
-Pierwszy. - skłamałam.
-Niemożliwe, przecież chodziły plotki.. - no tak, skojarzyła to.
-Masz racje. - skrzywiłam się.
Jej przesłuchanie zostało przerwane przez pukanie do drzwi.
-To pewnie Dorian, zapewne chce mi coś jeszcze powiedzieć. - prychnęłam.
-W takim razie dam wam chwilę i uciekam pod prysznic. - puściła do mnie oczko i zniknęła w łazience.
Z westchnieniem otworzyłam drzwi i ku mojemu zaskoczeniu ujrzałam w nich Kastiela. Z wrażenia zaniemówiłam, ale uważnie mu się przyjrzałam.
-Możemy pogadać? - zapytał mnie.
-Rozalia jest w środku.
-Wiem, dlatego może gdzieś pójdziemy? - zapytał z lekkim uśmiechem.
-Okej. - powiedziałam po chwili wahania.
Gdy szliśmy hotelowym korytarzem nie martwiłam się, że natkniemy się na jakiegoś nauczyciela. Skoro my byliśmy zmęczeni, to oni też. Poza tym tutaj, nie sprawowali nad nami aż tak dużej kontroli, jak w szkole. Idąc z Kastielem rozmyślałam o pocałunku z Dorianem.
Czerwonowłosy zaprowadził mnie do sali, w której odbywał się nasz bal. O dziwo była pusta, ani jednej osoby. Kelnerzy wcześniej musieli uprzątnąć stoły, bo stały puste, ale poza tym wszystko było na swoim miejscu; obrusy, dekoracje, nawet sprzęt DJ'a.
-Co tutaj robimy? - zapytałam zdezorientowana. Mój głos echem rozniósł się po ogromnej sali.
-Nie miałem okazji z tobą zatańczyć. - powiedział. Moje serce stopniało.
-Tańczyliśmy. - miałam na myśli nasz taniec podczas tej dziwnej zabawy.
-To nie było to, czego oczekiwałem. - prychnął. - można? - wyciągnął dłoń. Przez kilka sekund stałam i wpatrywałam się w niego, nie wiedziałam, co mam zrobić. Dlaczego on bywa tak skrajną osobowością? Po paru uderzeniach serca wreszcie ujęłam jego dłoń.
-Tak bez muzyki? - zapytałam, gdy przyciągał mnie do siebie.
-Tak, poradzimy sobie. - wykonał pierwszy krok. Taniec z nim był czystą przyjemnością, wirowaliśmy po całej sali mimo iż nie był tak wprawiony w tańcu, jak Dorian.
Żadne z nas nic nie mówiło. Ja rozkoszowałam się chwilą i walczyłam z wyrzutami sumienia, pocałowałam Doriana, a teraz w najlepsze tańczę sobie z Kastielem. Chyba poproszę Kentina o kupon do psychiatry na urodziny...
Nasz taniec zakończył się, miałam nadzieje, że czerwonowłosy mnie pocałuje, a ja poczuje się, jak księżniczka, ale nic z tego. Bal dobiegł końca, czas wracać do domu, Kopciuszku. Twój książę nie jest tobą zainteresowany...
-Chciałbym gdzieś pójść. - oznajmił.
Kastiel wybrał całonocny klub i poprosił o lożę dla dwóch osób. Głośna muzyka nie pozwoliłaby nam rozmawiać, więc zastanawiałam się, co ja tutaj robię. Przeszliśmy za mężczyzną z obsługi prawie cały klub i dotarliśmy do szklanych drzwi; za nimi dźwięki były dużo bardziej wyciszone, ale słyszalne. Usiedliśmy przy małym stoliku, na skórzanej kanapie w kształcie podkowy, odgrodzonej od innych ozdobną płytą na wzór ściany.
-Napijecie się czegoś? - zapytał mężczyzna.
-Jakikolwiek drink razy dwa. - odparł Kastiel. Facet z obsługi kiwnął głową i odszedł.
-Sama mogłam coś wybrać. - powiedziałam bezbarwnym głosem.
-Nie mamy na to czasu, pewnie jesteś zmęczona. - powiedział.
-O czym chciałeś porozmawiać? - zapytałam go.
-O dzisiejszym wieczorze i wczorajszym. - kelner przyniósł nam drinki na chwilę przerywając rozmowę. Kastiel chwycił za szklankę i zaczął wodzić palcem po jej obwodzie. - nie podobało mi się, jak potraktowałaś Tess.
-Słucham? - prychnęłam.
-Ona nic ci nie zrobiła, zachowujesz się, jak dziecko. - wypomniał mi. Różnica wieku między nami nie była zbyt duża, ale i tak zawsze stanowiła przedmiot sporu.
-Masz racje. - postanowiłam trzymać emocje na wodzy. - nie lubię jej jako osoby. - starałam się brzmieć opanowanie.
-To żadne usprawiedliwienie.
-Oczywiście, to miło, że bronisz swojej dziewczyny.
-Nie jest moją dziewczyną. - zmarszczył brwi. - przyjaźnimy się. - odparł.
To mnie zaskoczyło. Kilka osób już zwróciło mi uwagę, że nic ich nie łączy, ale ja tam swoje wiem; jak tylko jej na to pozwoli to sięgnie po niego tymi swoimi wypielęgnowanymi rączkami.
-W takim razie jesteś lojalnym przyjacielem. - uśmiechnęłam się lodowato.
-Chloe. - położył dłoń na mojej. - o co tak właściwie chodzi?
-Słuchaj. - wyrwałam dłoń odrobinę za mocno. - mam gdzieś kim jest Tess i co was łączy. Dla mnie jesteś trenerem i niech tak pozostanie. Może i masz racje, zachowałam się wobec niej nie porządku. - to było kłamstwo, wcale tego nie żałowałam i uważałam, że dobrze zrobiłam. Zasłużyła na takie traktowanie. - może i zachowałam się, jak gówniarz, ale cóż chyba mój wiek to usprawiedliwia. - posłałam mu wrogie spojrzenie.
-Myślałem, że nie jestem tylko trenerem i jakaś nić sympatii zdążyła się narodzić.
-Sam mówiłeś, że to zły pomysł byśmy się kumplowali.
-Ale nie powiedziałem, że tego nie chce.
-Nie rozumiem cię. - westchnęłam.
-Ja sam siebie także nie. - zasmucił się.
-Zdecyduj się, jak mnie traktujesz. Nie można kogoś całować, a potem udawać, że nic się nie stało. Nie możesz robić romantycznych niespodzianek, jak dzisiaj skoro wcześniej przetańczyłeś z Tess całą noc. Nie masz prawa mnie oceniać, tylko dlatego, że jestem młodsza. Życzę ci szczęścia z Tess. - kolejne kłamstwo, jak dla mnie mogła się utopić w morzu swojego wdzięku. - Tylko błagam nie udawaj, że jestem dla ciebie jakkolwiek ważna i że chcesz się kumplować.
-Masz racje. - odparł spokojnie. - Tess nie zachowuje się, jak rozwydrzony bachor. - posłał mi lodowate spojrzenie. Zabolało.
-W takim razie od dzisiaj jesteśmy na poziomie ucznia i trenera. - warknęłam i wyszłam.
Moje wyjście miało być teatralne i pełne dramatyzmu zamiast tego potknęłam się o własną sukienkę, na szczęście nie upadłam. Mknęłam przez korytarz niczym chmura gradowa.
W łazience nie zwracając uwagi na śpiącą Rozalię, postanowiłam wziąć długą kąpiel. Wanna wypełniona wodą po brzegi pozwoliła mi chociaż na chwile się zrelaksować. Kłótnia z Kastielem bolała, jakby ktoś nieustannie nacinał mi skórę żyletkami. Co ja sobie wyobrażałam, że wybierze mnie zamiast dojrzałej Tess? Czy on kiedykolwiek byłby w stanie się ze mną związać? Pewnie, że nie. Nie miałam w sobie ani połowy wdzięku Tess, jej gracji, sposobu bycia... Przy niej byłam brzydkim kaczątkiem i rozwydrzonymi bachorem, jak sam określił.
Zanurzyłam głowę pod wodą, to zawsze pozwalało mi na odprężenie. Gdy wynurzyłam się z piany, byłam innym człowiekiem. Kąpiel stanowiła dla mnie oczyszczenie, metaforycznie zmyła ze mnie resztki dawnej osobowości. Zostawiłam przystojnego, szarmanckiego, silnego, niezależnego Kastiela za sobą. Nie mogłam z nim być i musiałam się z tym pogodzić. Być może, przy odrobinie wysiłku uda mi się spojrzeć na Doriana inaczej niż na zwykłego kolegę. Moje oczekiwania w stosunku do trenera pękły, jak bańka mydlana.
Och kurczę -.- jak widzę oboje mają takie same charakterki; ->
OdpowiedzUsuńMam nadzieję , że Chloe pod wpływem złości nikogo nie wykorzysta ani nie zrani ; <
Bądź co bądź te ostatnie zdanie zabrzmiało dwuznacznie ;> a znając twoja pomysłowość wszystko może się wydarzyć ^^.
Jak zawsze bez zarzutu ^.^ nie mam się czego czepnąć ;)
Pozostaje mi tylko życzyć Ci mnóstwo weny i jeszcze więcej czasu na pisanie ^.^
Pozdrawiam ! :*
Życzenie czasu, jak najbardziej na miejscu! ❤️ Ostatnio mijam się z tabletem, a co za tym idzie; rozdziały pozostają niedokończone. Dziękuje bardzo za kom i pozdrawiam ❤️
Usuń