Rozdział 42
Rano nic nie wydawało się lepsze, ale uparłam się, że zapomnę o wszystkich uczuciach, jakie żywiłam do Kastiela. Nic tak nie leczy ran, jak porządna dawka węglowodanów. Zeszłam na śniadanie i o dziwo nie spóźniłam się, jak zwykle. Nałożyłam sporą porcje jajecznicy na talerz.
-O, kogo ja tu widzę. - zaświergotał na mój widok Armin.
-Cześć. - uśmiechnęłam się ciepło do znajomych siedzących przy stole.
-Niemożliwe, że zdążyłaś. - zażartował z mojego spóźnialstwa Kentin.
-Zaskoczę cię. - powiedziałam. - nawet się wyspałam. - co prawda ilość snu była daleko poza normą.
-W takim razie będziesz miała siłę na dzisiejszą atrakcje. - oczy Kentina rozbłysły, za to Nataniel wyglądał na męczennika.
-Co masz na myśli? - zapytałam podekscytowana. Wszystko, co było w stanie odwrócić moją uwagę od Kastiela i Tess było warte wzięcia udziału.
-Dzięki Panu Martinowi możemy pojeździć na skuterach śnieżnych. - ucieszył się Armin.
-Cholera, żartujecie. - prawie zaniemówiłam z wrażenia.
-Niestety nie. - westchnął Lysander.
-Możemy sami prowadzić? - zapytałam z nadzieją w głosie.
-Pewnie nie, ale i tak będzie jazda. - optymizm Armina był nie do pokonania.
-Wcinaj, bo będziesz potrzebowała sporo siły, jeśli pozwolą nam prowadzić. - mrugnął do mnie Kentin.
-Nie rozumiem, co was tak ekscytuje. To tylko wysiłek, a wysiłek to pot. Ohyda. - wzdrygnął się Alexy.
-Dokładnie, ja również nie zamierzam brać w tym udziału. - skrzywiła się Rozalia.
-Uważam, że to wyjątkowo niebezpieczne. - zabrała głos Melania. - jeśli coś się wydarzy... - zadrżała.
-Nic się nie stanie. Poradzimy sobie, poza tym zapewne nikt nam nie pozwoli prowadzić. - wzruszyłam ramionami. - ej, skąd masz bekon? - wskazałam widelcem na talerz Kentina.
-Możesz zejść mój. - Lysander przysunął swój talerz w moją stronę. - straciłem apetyt. - powiedział, a jego wzrok skierował się w stronę drzwi. Podążyłam za jego spojrzeniem; Kastiel. Z trudem przełknęłam kęs. - muszę iść. - białowłosy wstał i poszedł do przyjaciela.
-Zbladłaś. - Rozalia patrzyła na mnie podejrzliwie.
-Te jajka są jakieś dziwne. - skrzywiłam się. Ja również straciłam apetyt.
-O której tam idziemy? - zapytała białowłosa.
-Czyli jednak idziesz? - Kentin uniósł brwi.
-Zamierzam wam kibicować.
-Zapowiada się świetna zabawa. - jęknął Nataniel.
-Rozchmurz się, nie musisz jeździć. - jego nastawienie spróbował zmienić Armin.
-Nie o to chodzi. - odparł blondyn.
-A co, boisz się, że ci majty przemokną? - naśmiewał się ciemnowłosy.
Nie zanotowałam odpowiedzi Nataniela, cały czas nerwowo rozglądałam się po sali licząc, że może zauważę gdzieś Kastiela i Lysandra.
-Wracając. - przerwałam rozmowę chłopaków. - o której mam tam być?
-O trzynastej pod wejściem. - odpowiedzi udzieliła mi Melania.
-Dzięki, do zobaczenia. - pożegnałam się.
Założyłam kurtkę i wyszłam na zewnątrz. Niestety słońce okazało się zdradzieckie; zapowiadał się w miarę ciepły dzień, a zamiast tego mój nos odpadał już po kilku minutach, nie wspominając o uszach. Patrzyłam na zmarznięte gałęzie drzew, w czasie wiosny musiało tu być bardzo pięknie. Po drodze natknęłam się na Lysandra i Kastiela, stali kilka metrów dalej, więc nie musiałam się zatrzymywać i z nimi rozmawiać. Zauważyli mnie, a ja skinęłam głową na powitanie, potem wykorzystałam całą siłę woli żeby nie patrzeć w ich stronę. Szłam z rękoma w kieszeniach i patrzyłam przed siebie. Śnieg skrzypiał pod moimi butami i wywoływał u mnie rozdrażnienie. Te lepkie cholerstwo tylko moczyło skarpetki.
-Ławka. - powiedziałam sama do siebie i usiadłam.
Czułam podekscytowanie związane ze skuterami śnieżnymi i nadchodzącą imprezą u Doriana. Nie spodziewałam się kłopotów ze strony nauczycieli. Rodzice chłopaka załatwili mu apartament w najbardziej odległej części hotelu. Natomiast spodziewałam się spotkać Kastiela i być może Tess. Obiecałam sobie, że nie dam po sobie poznać, że coś jest nie tak, być może będę dla niej miła.
-Zamarzniesz tutaj. - usłyszałam głos Lysandra. Wiedziałam, że ktoś się zbliża, skrzypiący śnieg zdradziłby każdego.
-Miałam zamiar wracać. - powiedziałam z delikatnym uśmiechem.
-Proszę. - podał mi swoje rękawiczki.
-Nie trzeba, już wracam. - pokręciłam głową i wstałam.
-Mogę ci potowarzyszyć?
-W sumie dlaczego by nie. - wzruszyłam ramionami nie widząc przeciwwskazań.
-No wyduś to z siebie. - powiedziałam w końcu.
-Znowu się pokłóciliście.
-Wiesz, że cię lubię. Nie zmieniajmy tego. - w tych słowach zawarłam ostrzeżenie, by nie kontynuował tematu.
-Chcę tylko powiedzieć, że nie stoję po niczyjej stronie. - nic nie odpowiedziałam, jedynie pokiwałam głową.
-Która godzina? - zapytałam.
-Kilka minut przed trzynastą. - odparł.
-Cholera. - mruknęłam po nosem. - muszę lecieć. Do zobaczenia. - krzyknęłam biegnąc w stronę hotelu.
-Wiem, wiem... - jęknęłam widząc minę Kentina. - przepraszam. - jak zwykle się spóźniłam.
-Nie szkodzi. Niekoniecznie to miałem na myśli. - grymas niezadowolenia wciąż widniał na jego twarzy.
-W takim razie o co?
-Gdzie masz szalik, rękawiczki i inne niezbędne rzeczy? - wypomniał mi.
-No tak. - zacisnęłam usta. - myślisz, że zdążę po to wrócić? - chcąc nie chcąc było mi to bardzo potrzebne.
-Nie masz wyjścia. Zagadam ich, biegnij. - chwycił mnie za ramiona i odwrócił w stronę drzwi, bez większego namysłu wbiegłam do środka.
Wybiegając w windy z impetem uderzyłam w czyjąś klatkę piersiową. Znając moje szczęście to nie mógł być nikt inny, jak Kastiel. Jednak tym razem los nie zakpił ze mnie tak bardzo i gdy podniosłam głowę ujrzałam śliczną twarz Doriana, patrzył na mnie z rozbawieniem.
-Wybacz. - powiedział i chciałam ruszyć dalej.
-Gdzie się tak spieszysz?
-Po strój bałwana. - skrzywiłam się.
-Hm, zatrzymam windę. - zaproponował, nie miałam czasu by na to zareagować.
Jak powiedział, tak zrobił; oszczędziło mi to kilka minut czekania. Wsiedliśmy do windy i wcisnęłam odpowiednie piętro.
-Czy teraz mi powiesz, dlaczego zamierzasz założyć tę kupkę wełny? - wskazał na wszystko, co trzymałam w dłoniach.
-Jadę na wycieczkę.
-Skutery?
-Tak, a ty nie? - zapytałam zdziwiona.
-Wybiorę się jutro rano z przyjaciółmi. - no tak, wszystko ma swoją cenę. - do zobaczenia wieczorem. - powiedział, gdy wychodziliśmy z windy.
-Widziałem dzisiaj Kastiela i Tess. - powiedział Armin, gdy usiedliśmy na tyłach busa.
-Jest jakoś inaczej ubrany. - dodała Rozalia.
-Mam wrażenie, że zrobił się bardziej bezczelny. - dorzucił Nataniel.
-Zawsze taki był, ona dodała do tego modne ubrania i kilka idiotycznych sloganów. - westchnęłam.
-Zajmijmy się czymś lepszym niż rozmową o nim. - zarządził Kentin.
-Liczę, że ich tam nie spotkamy. - szepnęłam tak, by tylko zielonooki to usłyszał.
Tak, jak sądziłam; nie wolno było nam samemu prowadzić skuterów. Każdemu przydzielony został instruktor, który wyjaśniał zasady działania pojazdu, pokazywał sztuczki i pozwalał ze sobą jeździć, jak pasażer.
-Cześć, jestem Chloe. - wyciągnęłam dłoń z rękawiczki i podałam mojemu instruktorowi.
-Max. - uścisnął moją dłoń. Był to chudy, młody mężczyzna o dziwnym typie urody. Dlaczego mnie nigdy nie może przytrafić się jakiś przystojniak?
-Miło cię poznać. - powiedziałam przybierając możliwie, jak najmilszy ton głosu.
-Jeździłaś już kiedyś? - zapytał.
-Nie. - zaprzeczyłam.
-A uprawiałaś jakikolwiek zimowy sport? - Max wzbudzał sympatię; jego uśmiech powodował, że i mnie chciało się śmiać.
-Jeżdżę na nartach. - odparłam zgodnie z prawdą.
Na początku Max wytłumaczył mi działanie skutera, a później pokazał kilka sztuczek. Niestety nie mogłam w nich uczestniczyć. Nie sądziłam również, że jazda, jako pasażer może sprawić mi tyle frajdy.
-Zmarzłaś? - zapytał, gdy zatrzymaliśmy się u szczytu jednej z gór. Było tutaj wyjątkowo pusto.
-Nie, możemy jechać dalej.
-Właściwie... - zgasił maszynę i wstał. Zdjęłam kask, nareszcie nie będziemy musieli do siebie krzyczeć.
-Tak? - zapytałam podekscytowana.
-Tu nikogo nie ma. - rozejrzał się rozkładając ręce. - jeśli chcesz możesz poprowadzić. - powiedział. - ale. - ostrzegawczo uniósł palce do góry.
-Obiecuje, że nie będę przesadzała z prędkością. - powiedziałam z uśmiechem.
-Nie wyglądasz na kogoś rozsądnego. - trochę mnie to uraziło, jednak nie dałam po sobie niczego poznać.
-Ale muszę zapewnić ci bezpieczeństwo, skoro masz jechać ze mną. - powiedziałam poważnym tonem.
Ja i Max, jako ostatni wróciliśmy na miejsce zbiórki. Jedna z nauczycielek, będąca opiekunem odetchnęła z ulgą na nasz widok.
-Gdzie wy się podziewaliście? - lamentowała.
-Mamy jeszcze dwie minuty, szanowna Pani. - obronił nas Max. Coraz bardziej zaczynałam go lubić. On został by z nią porozmawiać, a ja podeszłam do moich znajomych.
-Nudziłam się. - marudziła białowłosa. Jako jedyna nie brała udziału.
-Ja też. - Armin wyglądał na rozczarowanego.
-Za to ja świetnie się bawiłam. - posłałam im szeroki uśmiech.
Po kilku minutach podeszłam do Maxa, by się pożegnać.
-Dziękuje, trafiłam na najlepszego instruktora.
-Polecam się na przyszłość. - wymieniliśmy szybki uścisk.
W busie zajęłam miejsce obok Kentina. Nie był ani smutny ani szczęśliwy.
-Co masz taką minę? - zapytałam.
-Sądziłem, że lepiej się będę przy tym bawił. To znaczy było super, ale wolałbym prowadzić. - westchnął głęboko.
-Ja tam prowadziłam. - powiedziałam z satysfakcją.
-Co?
-No tak. - wzruszyłam ramionami.
-Szczęściara. - mruknął. - ten urok osobisty... - pokręcił głową.
-Gdyby twoim instruktorem była kobieta, to też byś mógł pojeździć.
-Ale nie była. - zaśmiał się.
Jednak uroda ma swoje plusy ;> .
OdpowiedzUsuńKurczę ; dosłownie ogarniają mnie takie same emocje co Chloe przy widoku Kastiela i tej laluni (-.-)
Weny życzę oczywiście i czasu na pisanie ;* pozdrawiam ! ;*