Rozdział 46

        -Śpisz? - zapytał Kentin. Niechętnie otworzyłam oczy. 
-Nie. Siadaj. - poklepałam miejsce obok siebie. 
Nie wiedziałam, gdzie podziała się Rozalia. Samolot nie był duży, ale jej to widocznie nie przeszkadzało w wycieczkach. 
-Umówiłem się z nią. - powiedział. 
-To wspaniale! - krzyknęłam. 
-Ciszej. - przyłożył palec do ust. 
-Violetta musiała być bardzo szczęśliwa. - dodałam entuzjastycznie. 
-I była. - dodał trochę smutno. 
-Co jest? 
-Wydaje mi się, że ona tak bardzo się spina, że znowu wyjdzie lipa. 
-Tym razem będzie inaczej. - obiecałam sobie, że jakoś pomogę się jej zrelaksować przed randką. 
Udało mi się przespać pozostałą drogę i gdy lądowaliśmy, byłam wypoczęta i gotowa na trening. Jeszcze przed wyjazdem umówiłam się z Kastielem, że od razu po powrocie zabiorę się za ćwiczenia. 
-Może spotkamy się w salonie? - zaproponował Armin. 
-W sumie miałbym ochotę na kilka gier. - wzruszył ramionami Kentin. 
-Powinniśmy zostawić konsolę w spokoju i zagrać w coś planszowego. - rzuciła pomysł Rozalia. 
-Niech będzie, ale nie w chińczyka. - zastrzegł ciemnowłosy. 
-W takim razie dziś zostanę milionerką. - białowłosa cieszyła się, jakby miały to być realne pieniądze. - idziesz z nami? - zapytała mnie. 
-Nie mogę. Rzucę rzeczy i lecę na trening. - uśmiechnęłam się przepraszająco. 
              W drodze do sali treningowej pogwizdywałam wesoło. 
-Widzę, że posłuchałaś mojej rady, że złość piękności szkodzi i zaczęłaś się więcej uśmiechać. - dołączył do mnie Dorian. 
-Jasne. - prychnęłam. - zmieniasz moje życie. 
-Nie przeszkadza mi nawet to, że uśmiech powoduje więcej zmarszczek. - dodał. 
-Szkoda, liczyłam, że jako pomarszczona śliwka nie będę ci się podobała. - przekomarzałam się. 
-Musisz mi się podobać, zamierzam spędzić z tobą całe życie i to dłuuugie życie. - celowo przeciągnął ostatnie ze słów, by podkreślić upływ czasu. 
-Nie spędzisz, bo jeśli się spóźnię to Kastiel mnie zabije. - powiedziałam i zaczęłam biec w stronę sali. 
Za plecami usłyszałam jego śmiech. Mogłam się domyślić, że stał teraz i kręcił głową. 
Zanim weszłam, związałam włosy w wysoki kucyk. Czerwonowłosy wielokrotnie powtarzał mi, jak ważne to jest. 
-Cześć. - przywitałam się. 
-Sądziłem, że nie przyjdziesz. - siedział na podłodze oparty o ścianę. 
Po jego minie jednoznacznie można było stwierdzić, że mój widok go zaszokował. Faktycznie, nie spodziewał się, że przyjdę. Oprócz mimiki wskazywał na to również jego strój. Co prawda ubrany był w spodnie dresowe, ale wciąż miał na sobie jeansową koszulę z rozpiętymi górnymi guzikami, ukazującymi jego muskularny tors. Takie połączenie wyglądało komicznie. 
-A jednak. Co mam robić? - wolałam od razu przejść do rzeczy. 
-Dzisiaj będzie trochę kontaktu. - mówiąc to wstał. 
Starałam się zachować obojętność mimo iż ćwiczenie z nim, a nie tylko z manekinami, sprawiło mi przyjemność. 
To, co zrobił dalej okazało się jeszcze bardziej wymagające. Bez zbędnych komentarzy zdjął z siebie koszulę i rzucił na torbę treningową, z której wyciągnął czarną, sportową koszulkę. Chrząknęłam i spuściłam wzrok. 
-Gotowa? - udał, że nie widzi mojego rumieńca. 
-Tak. - przełknęłam ślinę i podeszłam do niego. 
           Trening przebiegał bez zakłóceń. W pierwszych minutach, gdy mnie dotykał, moje serce wrzuciło piąty bieg. Nie obyło się także bez kilku bolesnych uderzeń. Miałam pewność, że starał się, by ani trochę mnie to nie bolało, niestety nie było to możliwe. W pewnym stopniu i ja odniosłam sukces, zadając mu kilka ciosów. Nie były tak czyste i trafne, jak jego, ale był to postęp. Najgorsze okazało się uderzenie o matę. Przez kilka sekund czarne plamy tańczyły mi przed oczami. 
-Wszystko dobrze? - zapytał z przejęciem. 
-Tak, kontynuujmy. - starałam się brzmieć pewnie. 
Parę minut później nie czułam się już tak pewnie, ale nie dałam po siebie niczego poznać. Gdy w końcu moja głowa przestała pulsować, a mój błędnik odzyskał sprawność, byłam z siebie dumna - wytrzymałam i nie poddałam się. 
-Koniec. - oznajmił po ostatnim ćwiczeniu. 
-Dzięki. - oparłam dłonie o kolana i pochyliłam do przodu, oddychając głęboko.
Tak bardzo się spieszyłam, że zapomniałam zabrać wody. No nic, musiałam wytrzymać. Za pięć minut będę w pokoju, a po drodze wstąpię do kuchni. Uśmiechnęłam się do Kastiela i odwróciłam w stronę drzwi. Już miałam wychodzić, gdy zatrzymał mnie jego głos. 
-Dobrze ci dzisiaj poszło. - niechętnie odwróciłam się w jego stronę. Każda minuta spędzona w jego towarzystwie była dla mnie, jak dawka narkotyku. A każde uzależnienie prowadzi do nieodwracalnych wyniszczeń. 
-Dziękuje. -odparłam. 
-Na pewno nic cię nie boli? - zmarszczył brwi i przyjrzał mi się dokładnie. 
-Mięśnie. - rzuciłam. 
-Mam na myśli głowę. Uderzyłaś o podłogę. 
-Wszystko jest dobrze. Muszę iść, chce mi się pić. - walczyłam ze sobą. Z jednej strony chciałam zostać, z drugiej musiałam wyjść.. 
-Przecież tam leży woda. - wskazał na butelkę pod ścianą. 
-To twoja. 
-To bez znaczenia. - poszedł po nią i przyniósł mi. 
-Dziękuje. - powiedziałam i upiłam spory łyk. - od razu lepiej. - uśmiechnęłam się. 
-Cieszę się, że odpoczęłaś i wracasz z nową energią. - zabrzmiało to szczerze. 
-A ja cieszę się, że tu jesteś i dalej mnie trenujesz. 
-Dlaczego miałoby mnie tu nie być? - zapytał zdziwiony. 
-Na źródłach mówiłeś, że masz do załatwienia pewne sprawy. Sądziłam, że będziesz chciał przeprowadzić się bliżej Tess. - nie miałam pojęcia, skąd u mnie ten przypływ szczerości. 
-Co? Dlaczego ty cały czas o niej mówisz? - czerwonowłosy był wyraźnie oburzony. 
-To twoja dziewczyna, ale masz racje, to nie moja sprawa. 
-Nie jest moją dziewczyną. - upierał się. 
-Nie ważne, jeszcze nie jest. - wzruszyłam ramionami. - poza tym to nie moja sprawa. 
-Cholera! Czy ty możesz mi przestać wmawiać, co czuje?! Tess jest moją dobrą koleżanką, jedną z nielicznych, ale nie jesteśmy razem i nigdy nie będziemy! Mam dość twojego ciągłego wmawiania mi miłości do niej! - prawie krzyczał. 
-Oczywiście, że tak. - powiedziałam cicho. 
-Chloe. - tym razem on zniżył głos do szeptu. Nie miałam ochoty nawet na niego spojrzeć. 
Zbliżył się o krok i delikatnie uniósł moją brodę, tym samym nakazując spojrzeć sobie w oczy. Widziałam w nich tak wiele... 
-Chciałbym nauczyć cię większego panowania nad emocjami. - powiedział. Co za bezczelność, to on przed chwilą na mnie nakrzyczał. 
To, co zrobił chwilę później, zaskoczyło mnie; pocałował mnie. Był to powolny, delikatny pocałunek, w który Kastiel wlał wszystkie swoje emocje, jakie towarzyszyły przez ostatnie dni. 
-Świetnie ci idzie. - odsunęłam się i wyszłam. 
           Wracałam do pokoju w mieszanym nastroju. Z jednej strony nasz pocałunek mnie ucieszył, ale wiedziałam, że przyjdzie mi za to zapłacić pewną cenę - kolejna dawka narkotyku oznaczała nowe dni odwykowej agonii. Z drugiej strony byłam zła; Kastiel był bezczelny, ciągle mnie pouczał, a sam nie był lepszy. Jeśli w końcu nie ustalimy jasnych granic, to wywiozą mnie stąd w kaftanie. 

W pokoju nie było Rozalii, swobodnie zrzuciłam z siebie treningowe ubrania i weszłam do łazienki. Moim celem był ciepły, relaksujący prysznic. Rozwiązałam kucyka i starannie rozczesałam włosy.

Komentarze

  1. Nosz kurczę Kastiel! Powiedz , że ją kochasz! A nie calujesz , a potem jak gdyby nigdy nic! (^.^) on chyba chce dostać (".").

    Weny Ci kochana życzę ! ;*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz