Rozdział 47
Otworzyłam oczy, białe, ostre światło oślepiało mnie. Czułam, jak moja głową pulsuje. Nagle moją uwagę przykuł sufit - był inny niż w moim pokoju. Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Chloe. - ten głos rozpoznałabym wszędzie; Kentin.
Spanikowana rozejrzałam się dookoła, gdzie ja jestem?
-Ken? - wychrypiałam. Moje gardło było przesuszone, a próba wydania dźwięku zabolała.
-Spokojnie, jestem z tobą. - gładził moją dłoń.
-Siostro King! - zawołał.
Obok mnie pojawiła się pielęgniarka szkolna. Była starszą kobietą, przypominającą uczynną wróżkę, ja miałam z nią już wcześniej do czynienia; liczba urazów na treningach była dość spora, więc często leczyła moje otarcia i zwichnięcia. Nie miałam wątpliwości, że jest kompetentna.
-Chloe. - tym razem ona zabrała głos. - jesteś w moim gabinecie. Nie stało się nic bardzo poważnego, ale będziesz musiała jechać do szpitala. - powiedziała łagodnie.
-Co?
-Przyniosę ci coś do picia. Poczekaj proszę. - a gdzie niby miałabym iść? Ledwo czułam moje nogi. - zostań z nią. - zwróciła się do Kentina.
-Co się stało? - zapytałam powoli opadając na poduszkę. Wszystko śmierdziało szpitalem.
-Rozalia cię znalazła. Prawdopodobnie masz wstrząs mózgu. Kastiel powiedział, że uderzyłaś się w głowę na treningu. Dodatkowo przy upadku uderzyłaś o prysznic. - dotknął mojego czoła. Poczułam pieczenie.
Podążyłam za jego dłonią i dotknęłam swojego czoła. Pod palcami wyczułam rozcięcie.
Pielęgniarka wróciła z wodą i podała mi plastikowy kubeczek. Upiłam łyk, przyjemnie nawilżając gardło.
-Która jest godzina? Jak długo byłam nieprzytomna? - zapytałam.
-Około godziny, nie martw się. - pocieszał mnie Kentin.
-Nie chcę do szpitala, nic mi nie jest. - jęknęłam.
-Musimy wykonać tomograf. Poza tym przydałoby się kilka badań. - powiedziała stanowczo.
-Dobra. - powiedziałam krótko, zaciskając usta. Nie podobało mi się to...
-Kto mnie ubrał? - zapytałam spoglądając na dużą, męską koszulkę, którą miałam na sobie.
-Rozalia. Zanim wszystkich zaalarmowała zdążyła o tym pomyśleć. - uśmiechnął się.
Czekaliśmy teraz aż pielęgniarka ustali z Koslową mój transport do szpitala. Starałam się doszukać pozytywów w tej całej sytuacji, ale na próżno.
-To pewnie koszulka Leo. - powiedziałam po kilku minutach.
-Pewnie tak. Przyniosę ci coś do przebrania. - powiedział.
-Nie musisz. Na pewno nie pojadę tak do szpitala, jak tylko pozwolą mi wstać, pójdę się przebrać.
-Jesteś pewna? Zawsze mogę naszykować ci coś do ubrania. Znam twoją garderobę, bez problemu wyjaśnisz mi, co chciałabyś ubrać. - nalegał.
-Nie trzeba. Jestem tego pewna. Jeśli jednak już masz takie dobrotliwe chęci, to wolałabym coś do zjedzenia. - byłam głodna, potwornie głodna.
-Jasne. Na co masz ochotę?
-Na nic. - ucięła pielęgniarka. - nie wolno jej nic jeść. Pić tylko wodę. - zastrzegła.
-To żart? - zapytałam unosząc brew. - umrę bez jedzenia.
-Nie tacy, jak ty nie umarli. Wytrzymasz. - powiedziała hardo. - zaraz przyjdzie Pani Dyrektor.
-Ciekawe, co to stare próchno może mieć do powiedzenia. - szepnęłam do Kentina.
-Trzymaj kciuki, to może będę mógł jechać z tobą.
Siostra King miała rację, po kilkunastu minutach pojawiła się Dyrektor Koslowa. Patrzyła na mnie z dezaprobatą, ale nie zadawała pytań. Widocznie została poinformowana o całej sytuacji.
-Wizyta w szpitalu nie podlega dyskusji. - powiedziała zanim nawet zdążyłam zacząć błagać, czy ona czytała w myślach? Jeśli tak, to mam duży problem.
-Oczywiście. - powiedziałam cicho.
-Pani Dyrektor. - odezwała się pielęgniarka. - pojawił się spory problem. - skrzywiła się. Dyrektora spojrzała na nią mrożącym wzrokiem. - w wyniku awarii szkolnego busa, nie mamy pojazdu.
-Co z pozostałymi busami? - zapytała.
-Są w rozjazdach. Najszybszy będzie tu za osiem godzin.
-Hm. - zastanowiła się Koslowa. - nie ma problemu, którego nie da się rozwiązać. Trzeba znaleźć kierowcę i wyruszą jednym z samochodów. - nasza szkoła dysponowała samochodami, ale uczniowie nigdy z nich nie korzystali. Na wszelkie wycieczki, jeździliśmy busami.
-Ja pojadę. - do pomieszczenia wszedł Kastiel.
-I widzi Pani, nie ma problemu, którego nie da się rozwiązać. - powiedziała Dyrektorka. - przyjdź potem do mnie. - zwróciła się do Kastiela. - liczę, że to jeden z ostatnich wypadków. - zwróciła się do mnie. Nie byłam pewna, ale chyba się uśmiechnęła.
-Mogę jechać? - zapytał Kentin.
-Wykluczone. To i tak wbrew regułom. - pokręciła głową Dyrektorka i wyszła.
-Kiedy mogę wstać? Muszę się przebrać. - zapytałam pielęgniarki.
-Kręci ci się w głowie? Słabo ci? Masz mdłości? - zaczęła mnie wypytywać.
-Nie. - zaprzeczyłam.
-W takim razie możesz iść się przebrać, powinnaś uważać. Kentin idź z nią. - poleciła.
-Oczywiście. - chwycił mnie za rękę i pomógł wstać.
-Będę u ciebie za pół godziny. - poinformował mnie Kastiel i wyszedł zapewne na spotkanie z własną ciocią.
Do pokoju odprowadził mnie Kentin, który cały czas miał minę męczennika; chciał jechać ze mną do szpitala. Nie dziwiłam mu się, zrobiłabym dla niego to samo, no prawie. Ja po prostu po odmowie, zakradłabym się do samochodu i ukryła w bagażniku. On będzie cierpliwie czekał aż wrócę.
-Dziękuje. - powiedziałam.
-Uważaj na siebie i daj znać od razu, czy wszystko jest dobrze. Jakoś uda ci się napisać maila. - uśmiechnął się i pogłaskał mnie po policzku.
-Jasne.
W pokoju zastałam spanikowaną Rozalie, która na mój widok gwałtownie podniosła się z łóżka i podeszła.
-Chloe, nic ci nie jest? - zapytała pełna emocji.
-Jadę teraz do szpitala, ale czuje się w miarę dobrze. - to była prawda.
-Próbowałam do ciebie wejść, ale nie pozwolono mi. - chciała się wytłumaczyć.
-Nie czuj się winna. Wystarczy, że zaalarmowałaś kogoś, gdy mnie znalazłaś. - uśmiechnęłam się do niej i skierowałam do szafy, by wybrać jakieś wygodne ubrania. - to chyba Leo. - wskazałam na swoją koszulkę.
-Tak. On nie miałby nic przeciwko, cieszyłby się, że jego ubrania mogły pomóc. - to zabrzmiało conajmniej głupio.
-Powiedziałaś, że nie wolno ci było wejść, to czemu wpuszczono Kentina?
-Jest ci najbliższy. - wyjaśniła.
Tak naprawdę nie pytałam o Kentina. Bardziej interesowało mnie, czemu wpuszczono tam Kastiela. Kentin był, jak najbardziej logicznym wyborem. Wszyscy wiedzieli, jak bliski mi jest. Byliśmy, jak rodzeństwo.
O mało nie zemdlałam, gdy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. Na moim czole było rozcięcie, jak nic to miejsce zrobi się sine. Moje oczy były przekrwione, a usta spierzchnięte. Nałożyłam na nie grubą warstwę kremu, umyłam twarz i modliłam, by pojawić się w szpitalu jeszcze bez siniaka. Przebrałam się w wygodne jeansy, biały t-shirt z dekoltem w serek i czarną, skórzaną ramoneskę. Taki strój był bardzo wygodny, a kurtka gwarantowała ciepło. Rozczesywałam włosy, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. To musiał być Kastiel.
-Ja do Chloe. - usłyszałam jego głos. Rozalia musiała otworzyć mu drzwi.
-Idę! - odkrzyknęłam.
Gdy pojawiłam się przy drzwiach, białowłosa spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Muszę już iść. - powiedziałam do niej.
-Jasne, trzymaj się. - cmoknęła mnie w policzek.
Było około dwudziestej drugiej, gdy zeszliśmy na szkolny parking.
-Czym jedziemy? - zapytałam rozglądając się.
-Tym. - odparł czerwonowłosy i otworzył jeden z samochodów.
W duchu bardzo się ucieszyłam, był to nowiutki Jeep Grand Cherokee. Usiadłam z przodu i wrzuciłam torebkę na tylne siedzenie. Miałam tam kilka niezbędnych rzeczy.
-Masz wszystko? - zapytał.
-Tak.
-Chcesz jakiś koc? To dość spory kawał drogi, możesz się przespać. - zaproponował.
-Nie trzeba, poradzę sobie. - nie zamierzałam spać.
Zanim Kastiel zdążył uruchomić silnik, przed samochodem stanął Dorian. Wysiadałam, by z nim porozmawiać, czerwonowłosy poszedł w moje ślady.
-Cześć. - przywitałam się.
-Cholera, to prawda. Miałaś wypadek. - pobladł.
-Wszyscy już o tym wiedzą? - jęknęłam.
-Nie, ale ja tak. Ściany mają uszy. - rzucił.
-Musimy jechać. - wskazałam na samochód.
-Wiem, wiem. Chciałem tylko zobaczyć, czy nic ci nie jest. Przynajmniej czy nic poważnego. Do zobaczenia. - spojrzał na mnie ciepło.
-Jasne, dziękuje za zainteresowanie, to miłe. - uśmiechnęłam się do niego szeroko.
Przez chwile staliśmy zupełnie nieruchomo i przyglądaliśmy sobie.
-Wystraszyłaś mnie. - dodał podchodząc do mnie i delikatnie przytulając.
-Nie celowo. - szepnęłam. Miło było czuć, że ktoś się o mnie troszczy. Wtuliłam się w jego tors.
-Szerokiej drogi. - powiedział całując moje włosy.
Ponownie wsiedliśmy do samochodu, a Kastiel uruchomił silnik i ruszył.
-Co masz taką minę? - zapytałam.
Domyślałam się, że chodziło o moje pożegnanie z Dorianem, ale mojej uszkodzonej głowy za to bym nie dała...
-Chloe. - powiedział cicho i odwrócił twarz w moją stronę. - nie baw się ogniem, bo się poparzysz.
Komentarze
Prześlij komentarz