Rozdział 48

        Pierwsza godzina drogi minęła nam na jeździe po okolicznych małych miastach. Żadne z nas się nie odezwało. Wpatrywałam się przez przednią szybę samochodu i zastanawiałam, kiedy będę mogła wrócić do treningów. Nie zwracałam większej uwagi gdzie jedziemy, prawdopodobnie nie byłabym w stanie wrócić ponownie do szkoły, gdyby Kas zostawił mnie tutaj. 
-Dlaczego zjeżdżamy? - zapytałam, gdy Kastiel skręcił na stacje benzynową. 
-Musimy zatankować. Samochody nie są zasilane powietrzem. - odparł. 
No tak, ludzie korzystają ze stacji by zatankować, głupie pytanie...
Czerwonowłosy zatankował pełen bak i wszedł do budynku stacji, by zapłacić. Gdy wrócił do samochodu podał mi tekturowy kubek. 
-Co to? - zapytałam biorąc napój. 
-Herbata, nie bój się nie zamierzam cię otruć. - przewrócił oczami. Swój kubek umieścił w specjalnie przeznaczonym miejscu między siedzeniami. 
-Wziąłeś cukier? - zapytałam. 
-Słodzona brązowym cukrem, wiem że taki wolisz. - wpatrywał się w drogę przed nami. 
-Dziękuje. - doceniłam to, że pamiętał o takich szczegółach. Skinął głową. 
Miałam dość tej ciszy, a radio nie oferowało niczego, co powstałoby po moich narodzinach. 
-Byłeś u Koslowej? - zapytałam. 
-Tak, mam dokładne wytyczne, co i jak. Ciocia ma obsesje na punkcie kontroli. - jego głos był miły, co było dziwne zważywszy na to, że rozmawialiśmy o czymś na kształt hydry. 
-Nie tylko ona. - słowa wypłynęły z moich ust zanim zdążyłam to przemyśleć. 
-Twoje stosunki z Dorianem są coraz bliższe. - zauważył. 
-Przyjaźnimy się. - odparłam. Trochę nagięłam prawdę. 
-Ta muzyka mnie dobija. - marudziłam opierając się wygodnie. 
-Nie lubisz lat osiemdziesiątych? - zdziwił się. 
-Wolałabym słuchać głosu kogoś, kto żyje. 
-Wiesz, że ci wykonawcy nie są aż tacy starzy, jak ci się wydaje, prawda? - zauważyłam, że jego policzek delikatnie się uniósł. 
-Niemożliwe, ludzie tak długo nie żyją. - pokręciłam głową. Kastiel nie wytrzymał i parsknął śmiechem. 
-To bardzo ponura wizja świata. - powiedział spoglądając na mnie rozbawiony. 
-Świat nie jest idealny. 
-Nie. - zgodził się. - to dziwne, że to mówisz. Zawsze wydawało mi się, że cieszysz się życiem. 
-Cieszę. Miałam na myśli, że jest piękny. 
-Przed chwilą mówiłaś, że nie jest idealny. 
-Co nie oznacza, że nie jest piękny. - powiedziałam upijając łyk. 
            Przez kilkanaście minut podróżowaliśmy w ciszy. Widziałam, że mój towarzysz głęboko się nad czymś zastanawia. 
-Wątpiłaś w to kiedyś? - zapytał w końcu. 
-W co? 
-W piękno świata. - wiedziałam, że pyta na poważnie. Nasze luźne rozmowy właśnie się skończyły, wkraczaliśmy w głębsze i mroczniejsze tematy. 
-Tak. - postanowiłam być szczera. - po wypadku. Wydawało mi się, że świat jest niesprawiedliwy. 
-To chyba prawda. 
-Nie. - zaprzeczyłam. - świat nie jest ani sprawiedliwy ani niesprawiedliwy. - dodałam. - po wypadku przeżyłam załamanie. Nie miałam ochoty żyć. Nie widziałam sensu w codziennym wstawaniu z łóżka i dążeniu do spełniania marzeń, skoro jeden błąd może wszystko przekreślić. 
-W takim razie, co zmieniło twoje zdanie? 
-Wypadek. - odpowiedziałam. 
-To skomplikowane, wytłumacz mi. - nalegał. 
-Fakt, że przeżyłam i Kentin również. To udowodniło mi, że świat nadal może być piękny. Miałam szczęście, którego nie miało wiele innych osób, w tym moi rodzice. Nie wiem czemu ja, a nie oni przeżyli, ale skoro tak się stało, to muszę wykorzystać szanse. 
-To zabrzmi brutalnie, ale mnie podoba się takie rozwiązanie. - patrzył na mnie, a w jego oczach widziałam wahanie. 
-Tym razem, to ty mi wytłumacz. 
-Gdyby było inaczej, nie poznałbym cię. - jego szczerość była rozbrajająca. 
             Do szpitala dojechaliśmy około czwartej nad ranem. Niemal natychmiast nas przyjęto. Poproszono mnie, bym poczekała na lekarza w jednym z gabinetów. Kastiel musiał zostać na korytarzu. 
-Dzień dobry. - przywitał mnie niski lekarz około pięćdziesiątki. 
-Dzień dobry. - odpowiedziałam. 
-Co cię do nas sprowadza? - uśmiechnął się ciepło. 
Opowiedziałam mu o całym wypadku oraz przekazałam dokumenty, jakie dostałam od pielęgniarki w szkole. 
-W takim razie wykonamy wszystkie badania. - powiedział podnosząc wzrok z nad papierów. 
Wyszliśmy z gabinetu, Kastiel podniósł się. Wyglądał na bardzo zmęczonego. 
-To twój przyjaciel? - zapytał lekarz.
-Tak. - powiedzieliśmy jednogłośnie. 
-Możesz jechać się przespać. To potrwa. - poinformował go. 
-Poczekam. - zadeklarował czerwonowłosy. 
-Jak chcesz, ale to może być nawet kilka godzin. 
-Kas, możesz jechać. - szepnęłam, chociaż nie wiedziałam, gdzie mógłby pojechać. Na pewno znalazłby jakiś hotel. 
-Poczekam. - dodał hardo. 
-Jak chcesz. - wzruszyłam ramionami. 
              Przez dwie godziny biegałam za lekarzami po rozmaitych pomieszczeniach, w których robiono mi różne badania. 
-Teraz wskażemy ci pokój. Będziesz mogła chwilę odpocząć zanim pojawią się wyniki. - powiedział lekarz i skinął na jedną z pielęgniarek. 
Kobieta zaprowadziła mnie do małego pokoju. Było tam łóżko i malutki stolik. Znalazło się nawet miejsce na telewizor, był wielkości przeciętnego komputera, ale zawsze coś. 
-Jest tu jakaś łazienka? - zapytałam. 
-Tak, możesz wziąć prysznic. Jest do twojej dyspozycji. - wskazała mi drzwi. 
-Dziękuje. 
-Mogę ci jeszcze w czymś pomóc? - kobieta była bardzo miła. 
-Gdyby znalazła Pani mojego przyjaciela i mogłaby go tu przysłać, byłoby świetnie. 
-Oczywiście, jeśli się na niego natknę, to powiem mu, gdzie jesteś. 
Gdy pielęgniarka wyszła, od razu odszukałam w torbie czarne legginsy i szary podkoszulek oraz świeżą bieliznę. Zabrałam ze sobą niezbędne przybory kosmetyczne i skierowałam pod prysznic. Bałam się, że będzie obrzydliwy i zaniedbany, ale na moje szczęście okazał się czysty i sterylny. Umyłam włosy, a gdy do mojej rany na czole dostał się szampon, zapiekło niemiłosiernie. 
Czysta i z lepszym humorem usiadłam na łożku. Czekałam aż pojawi się Kastiel albo lekarz i oznajmią, że możemy już wracać. 
        Po kilkunastu minutach pojawił się czerwonowłosy. 
-To teraz tylko kilka godzin czekania. - powiedział. 
-No tak. - westchnęłam. 
-Prześpij się, czas szybciej zleci. - poradził. 
-A ty? 
-Ten fotel wygląda wygodnie. - zaśmiał się i wskazał na fotel stojący w rogu. 
-Możemy się zamienić. - poklepałam łóżko. 
-Nie trzeba i nie ma takiej możliwości. 

Kastiel zdjął kurtkę i wygodnie, na tyle, na ile było to możliwe, rozłożył się na fotelu. Leżałam na łożku i obserwowałam go. Nie wiem, kiedy moje powieki opadły, ale zanim to się stało, zarejestrowałam, że Kastiel wygląda na zrelaksowanego, ale nie byłam pewna, czy śpi mimo iż jego oczy były zamknięte. 

Komentarze