Rozdział 49

            Obudził mnie silny, przeszywający ból głowy. Usiadłam na łożku, chowając twarz w dłoniach. Po około dwóch minutach, ból ustał na tyle, że czarne plamki już nie tańczyły przed moimi oczami. Rozejrzałam się dookoła, nigdzie nie widziałam Kastiela. Pewnie zdecydował, że fotel nie jest tak wygodny, jak rozkładane siedzenia w samochodzie i postanowił zmienić miejsce. Na ścianie na przeciwko mnie wisiał prosty, biały zegar, wskazywał kilka minut po piętnastej. Wiedziałam, że już nie zasnę, więc chwyciłam swoją kosmetyczkę i ponownie skorzystałam z prysznica. Założyłam wygodne, elastyczne jeansy i czarną koszulkę z dekoltem w serek. Taki zestaw pasował do mojej kurtki i był wystarczająco wygodny. Musiałam dokładnie rozczesać włosy, więc pochyliłam głowę. 
-Jadłaś? - usłyszałam głos Kastiela. 
-Ciekawe co. - podniosłam głowę i związałam włosy w wysoki kucyk. 
-Nie powinnaś pochylać głowy, nie słuchałaś lekarza. - jak zwykle mnie pouczał. 
-Co przyniosłeś? - zapytałam, gdy poczułam zapach bekonu. 
-Pieczywo zbożowe. 
-Z bekonem! - zaatakowałam torbę, którą trzymał w ręce. 
Kastiel, jak zwykle był szybszy ode mnie i cofnął dłoń z pakunkiem i zwinnie chwycił mnie w tali, przyciągając do siebie. 
-Pytałaś lekarza, czy wolno ci jeść? - spojrzał na mnie unosząc brew. 
-Nie. - mój entuzjazm zgasł. 
Czerwonowłosy dalej nie wypuszczał mnie z objęć. Czułam, że uważnie mi się przygląda. 
-Ale ty pytałeś! - wykrzyknęłam radośnie. - inaczej byś tu tego nie przynosił. 
Roześmiał się i puścił mnie, by podać mi torbę z jedzeniem. 
-Lekarz powinien pojawić się za mniej więcej godzinę, wtedy poznamy wyniki. - powiedział siadając na fotelu. 
-Byłeś tu przez cały czas? - zapytałam zanim wgryzałam się w bułkę. 
-A gdzie miałbym być? 
-Gdziekolwiek. Wierz lub nie, ale znam miliony lepszych miejsc. - rozejrzałam się po pokoju. - dodatkowo takich, które nie pachną śmiercią. 
-Chloe... nie mów tak. - pokręcił głową. Postanowiłam odpuścić. 
-Ty nie jesz? - zmieniłam temat. 
-Jadłem przed chwilą. - odparł. 
-Rozmawiałeś już z Dyrektorką? - zapytałam kpiąco. 
-Tak, taka była umowa. Ciocia wie o wszystkim. Lekarz wyśle jej dokładne wyniki twoich badań. 
-Jak myślisz, kiedy wrócimy do treningów? 
-To zależy od wyników. Zmienią się zasady. - powiedział odwracając wzrok w moją stronę. 
-Jak to? 
-Zaczniemy ćwiczyć w bezpieczniejszy sposób. Gdybys nie uderzyła głową, nie byłoby nas tu. 
-W prawdziwym świecie nie powiem do kogoś, kto mnie zaatakuje; poczekaj, tylko rozłożę maty. - przybrałam specjalny ton głosu. 
-Wiem, ale to nie zmienia faktu, że póki możemy, powinniśmy cię oszczędzać. - mówił spokojnie. 
-Ta. - nie zamierzałam się z nim kłócić. 
            -Dzień dobry, jak się czujesz? - przywitał się lekarz, pochylając nade mną i świecąc mi czymś na kształt latarki po oczach. 
-Dobrze. - powiedziałam zgodnie z prawdą. 
-Wszystko na to wskazuje. - powiedział i otworzył teczkę, którą trzymał w rękach. - twoje wyniki są dobre. Nie masz wstrząsu mózgu, to bardzo dobrze. - skinął głową. 
-Czyli możemy już jechać? - upewniłam się. 
-Naturalnie. 
Odebrałam wszystkie wyniki badań i zobowiązałam się do dostarczenia ich szkole. Lekarz uprzedził mnie, że i tak wyślę kopie do szkoły, ale to może potrwać. 
             Wsiedliśmy do samochodu, wrzuciłam moją torbę na tylne siedzenia. 
-Chcesz coś zjeść? - zapytał Kastiel. 
-Na razie nie. 
Naszą krótką wymianę zdań przerwał sygnał telefonu. Czerwonowłosy nacisnął odpowiedni przycisk ma kierownicy. 
-Cześć, jesteś na głośniku, a Chloe jest ze mną w samochodzie. 
-Kiedy wrócicie? Dobry wieczór Chloe. - przywitała się Dyrektorka. 
-Dobry wieczór. - odpowiedziałam. 
-Właśnie wyjeżdżamy. - poinformował ją. 
-W takim razie, czekamy na was. 
Początek drogi minął nam na przekomarzaniu w kwestii piosenek. Mieliśmy odmienny gust muzyczny. Kastiel uważał, że wszystkie piosenki, które lubię są, jak z nocnego klubu. Natomiast ja naigrywałam się, że lata, które nas dzielą są niczym lata świetlne jeśli chodzi o muzykę. 
-Lysander wie, że taką muzykę lubisz? - zapytał Kas. 
-Tak, a dlaczego pytasz? 
-Nie zemdlał, gdy się o tym dowiedział? - zaśmiał się krótko. 
-Jakoś udało mu się wytrwać. - uśmiechnęłam się szeroko. 
-Ma do ciebie jakiś rodzaj słabości... - pokręcił głową. 
-Co ty wygadujesz, my się tylko kumplujemy. - spanikowałam. Nie chciałam by myślał, że ja i Lysander... 
-Nie mam na myśli słabości pod względem zakochania się. - przewrócił oczami. - to byłoby niemożliwe. 
-Tak? Niby co w tym niemożliwego? - oburzyłam się. 
-Musiałby sam ci powiedzieć, ale uwierz nie chodzi o to, jaka jesteś czy jak wyglądasz. Po prostu każda kobieta przegrywa w przedbiegach. - mrugnął do mnie. 
Naszą rozmowę przerwało odczucie, że samochód przejeżdża po sporych wertepach. 
-Co to? - chwyciłam uchwyt przy drzwiach. 
-Nie mam pojęcia. - zahamował ostro. 
-Może to kwestia nawierzchni. 
-Może. - ruszył ponownie. 
Tym razem zanim zdążyliśmy cokolwiek powiedzieć, samochód sam się zatrzymał. 
-Świetnie. Awaria. - pokręcił głową. 
-To nas spowolni. - nie żebym narzekała... 
-Poczekaj tu. - odpiął pas i wysiadł. 
Po chwili moje pole widzenia, przesłoniła maska samochodu. Nie lubiłam nie wiedzieć, co się dzieje, więc wysiadłam. 
-Co jest? 
-Nie wiem, nie znam się na tym na tyle. - zatrzasnął maskę. - poczekaj w samochodzie, poszukam kogoś, kto nam pomoże. 
-Ciekawe gdzie. - rozejrzałam się. 
Dookoła nie było nikogo i niczego, no prawie; w oddali zauważyłam kilka budynków, ale wyglądały strasznie. Nie mogło być gorzej, gdybyśmy mieli awarie w jakimś dużym mieście, zapewne od razu pojawiłaby się laweta, ale tutaj? Tutaj nie mogliśmy liczyć na pomoc. 
                Kastiel wrócił po około godzinie, przez cały ten czas poznałam wszystkie przyciski, jakie posiadało to cudo. 
-I co? - zapytałam. 
-Zaraz pojawi się pewien facet. 
-Znalazłeś kogoś? - nie wierzyłam w to. 
-Oczywiście, że tak. Zdziwiłabyś się, ale ludzie z takich miejsc, mogliby spokojnie zająć miejsca najlepszych inżynierów. 
-Oszalałeś. - prychnęłam. 
-Muszę zadzwonić. - wyciągnął swój telefon. Zazdrościłam mu tego, tęskniłam za sms'owaniem, ale zasady szkolne kazały mi oddać telefon do depozytu. 
-Tak, rozumiem. - mówił do słuchawki. - nie, mam nadzieje. - kontynuował. - pojawimy się najpóźniej po południu. - co?! Jak to popołudniu? Gdzie mamy spać? Spojrzałam na niego wymownie. 
-Jak wrócimy? Już wysyłają po nas nowy samochód? - zapytałam, gdy skończył rozmowę. 
-Nie, musimy znaleźć miejscy, by przenocować. Mam kartę szkolną, ale tutaj nie znajdziemy Hiltona. - pokręcił głową. - przepraszam. 
-Nie musisz, to nie twoja wina. - uśmiechnęłam się ciepło i położyłam dłoń na jego dłoni. 
Tą chwilę przerwało przybycie faceta, o którym mówił Kas. 
-Dobry wieczór. - przywitałam się. 
-Witaj. - uśmiechnął się. Brakowało mu kilku zębów, o rany.. 
-Musimy wepchać samochód ma lawetę. - wskazał na kupę złomu. 
-Jasne. - Kastiel uśmiechnął się do niego i oboje wysiedliśmy z samochodu by pomóc wepchać nasze auto. 
W normalnych warunkach nikt nie musiałby tego robić, ale ta laweta powstała kilka miesięcy po narodzinach Oktawiana Augusta. 
-Przyjdźcie do mnie rano. - powiedział do nas mężczyzna. 
-Zna Pan jakiś hotel? - zagadnął go Kastiel. 
-Chodźcie, podrzucę was. - zaprosił nas do swojej furgonetki. 
Cuchnęła piwem i papierosami. Takiego syfu dawno nie widziałam, modliłam się by podróż trwała, jak najkrócej. Mężczyzna wysadził nas po kilku minutach pod budynkiem. Nie wyglądał zbyt dobrze. 
-Nic innego nie znajdziecie. - powiedział i pomachał odjeżdżając. 
-Porażka. - mruknęłam cicho. 
-Co? - dopytał Kas. 

-Nic, nic. 

Komentarze

  1. Kilka dni mnie nie było i jestem mile zaskoczona , ze aż trzy rozdziały się pojawiły ;)
    Cóż ja takiego mogę Ci napisać ? ;)
    To opowiadanie jest super , a Ty jesteś świetną pisarką ;) O i to narazie tyle bo cóż mogę jeszcze dodać ? (^.^)

    Aa ^^ weny i Dużo czasu oczywiście ;) pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, na szczescie udaje mi się dodawać rozdziały w poniedziałki i czwartki, czyli na razie zachowujemy regularność :D

      Usuń

Prześlij komentarz