Rozdział 52
Szliśmy w kierunku mojego pokoju, co trochę mnie zmartwiło. Nie chciałam się z nim żegnać.
-Jakie masz plany na dziś? - zapytałam niewinnie.
-Zamierzam poćwiczyć. - odparł krótko.
-W takim razie tylko się przebiorę i możemy iść. - uśmiechnęłam się.
-Wolałbym sam. - zmarszczył brwi. Wyglądał, jakby się czymś martwił.
-O. No jasne. - spuściłam wzrok.
Na korytarzu musieliśmy się rozstać. Czasami udawało nam się wkroczyć na zakazany teren, jakim był czerwony dywan przed drzwiami od damskich pokoi, ale tym razem nie mieliśmy szans się prześlizgnąć. Dyżur pełniła Pani Jelinek - bez problemu mogłaby być więzienną strażniczką o najgorszej reputacji.
-Jesteś zły? - zapytałam w końcu.
-Raczej zdziwiony twoim zachowaniem. - przyznał. - specjalnie chciałaś iść na stołówkę, żeby pokazać wszystkim, że jesteśmy razem, prawda? - zapytał retorycznie. Czułam, że się rumienie.
-Kas. - złapałam jego przedramię. - to dziwne, ale tak, właśnie dlatego chciałam tam pójść. - nie było sensu kłamać.
-Jak dziecko. - przewrócił oczami.
-To nie było aż takie złe! - oburzyłam się. - nikomu nie robię tym krzywdy.
-Złe nie, ale dziecinne już tak. Poza tym nie jestem breloczkiem przy kluczach, którym powinnaś się chwalić. - przewrócił oczami i zostawił mnie, zbiegając po schodach.
Popatrzyłam w sufit i westchnęłam rozdrażniona. Muszę, jak najszybciej porozmawiać z Kentinem. Obróciłam się, by iść do swojego pokoju.
-Chloe! Zaczekaj! - usłyszałam wołanie, gdy szłam na spotkanie z Kentinem.
-Cześć Violetto. - przywitałam się.
-Masz chwilkę? - jej twarz była pełna nadziei.
-Tak, idę na spotkanie z Kentinem, ale możemy pogadać.
-W takim razie, odprowadzę cię. - zadeklarowała.
-Umówiłam się z nim w bibliotece.
-Świetnie, chodźmy.
Tak naprawdę nie mieliśmy zamiaru spędzać czasu w bibliotece, ale jakiś czas temu udało nam się odkryć małe pomieszczenie, do którego prowadziły drzwi umieszczone obok jednego z regałów. Samo pomieszanie nie było zbyt interesujące, ale drabina prowadząca na dach, była niczym święty Graal.
-Rozmawiałaś może z Kentinem? - zapytała.
-Nie bardzo. Ostatni raz u pielęgniarki, ale potem musiałam jechać do szpitala.
-Czyli nie mówił, dlaczego odwołał randkę. - posmutniała.
-Odwołał ją? - zdziwiłam się.
-Tak, sądziłam, że znasz prawdziwy powód. - westchnęła.
-Niestety. - wzruszyłam ramionami. - chciałabym ci pomóc, ale nic nie wiem. Czekaj, powiedziałaś prawdziwy powód, a więc coś ci powiedział?
-Ta. - przytaknęła. - twierdził, że nie potrafiłby się skupić, skoro ty jesteś w szpitalu.
-Violetto, on mówił prawdę. Ja także nie potrafiłabym iść na randkę, gdyby jemu się coś stało. - dziwiło mnie, że uznała to za kłamstwo.
-Nie kazałam mu wejść na diabelski młyn i cieszyć życiem. - oburzyła się. - miałam zamiar go wspierać.
-Nie wszyscy lubią być wspierani. Kentin nie jest typem osoby, która biegnie do kogoś, gdy ma jakiś problem. - broniłam przyjaciela.
-Może i masz racje. - po jej winie widać było, że zgodziła się ze mną z grzeczności, ale w głębi duszy myślała, że i ja ją okłamuje.
-Muszę już iść. - podeszłyśmy pod drzwi biblioteki. - do zobaczenia. - pożegnałam się.
Weszłam na dach, gdzie czekał Kentin. Spóźniłam się kilka minut. Wiosenny wiatr rozwiewał moje włosy, aby mnie nie irytowały sięgnęłam po gumkę, którą nosiłam na nadgarstku i związałam nią włosy.
-Hej. - przywitałam się.
-Nareszcie. - podszedł do mnie i mocno przytulił.
-Ładnie pachniesz. - pochwaliłam.
-Tęskniłem. - wypuścił mnie w objęć.
Usiedliśmy na małych skrzynkach, które się tu znajdowały. Dach posiadał coś w rodzaju obramowania, biegnącego wzdłuż krawędzi, co utrudniało spadnięcie z niego.
-Więc... - Kentin wpatrywał się w swoje splecione dłonie. - opowiadaj.
-Wyjazd oprócz wyników badań, przyniósł mi także miłość.
-Miłość to nie katar, nie przychodzi od tak. Musiałaś wcześniej się w nim zakochać. - popatrzył na mnie, jak na głupią.
-Liczę, że nie potrwa tylko siedmiu dni, jak katar...- westchnęłam.
-Wyglądaliście na szczęśliwych.
-Zdążyliśmy się już posprzeczać. - zacisnęłam usta, a on parsknął śmiechem.
-Jesteś niesamowita. - wykrztusił pomiędzy napadami śmiechu.
-Co w tym niesamowitego? Niesamowita byłabym, gdybym potrafiła chodzić po ścianach, a nie kłócić po jednym dniu bycia w związku.
-Tylko tobie mogło się coś takiego przytrafić. - naigrywał się.
-Dobra, zaraz wrócimy do tego tematu. - powiedziałam. - chciałabym się dowiedzieć, co z Violettą.
-Za chwilę. Najpierw mi opowiedz o badaniach.
-Wszystko jest dobrze, tyle w tym temacie. Opowiadaj o randce. - udałam, że nic nie wiem.
-Nie odbyła się. Nie potrafiłbym spędzać z nią czasu wiedząc, że leżysz w szpitalu. Chociaż... - zawahał się. - teraz to myślę, że cieszyłaś się, że możesz siedzieć z Kastielem w jednym samochodzie, może nawet przesiedział z tobą kilka godzin w szpitalu. - zaśmiał się krótko. - szkoda tylko, że nie mieliście czasu.. - zanim dokończył, popatrzył na mnie. W jego oczach pojawił się błysk. Zawsze tak było, gdy domyślał się prawdy. - spałaś z nim!
-Ciii.... - przyłożyłam palec do ust. - nie musisz tak krzyczeć.
-Straciłaś dziewictwo w szpitalu? - wyglądał na zdruzgotanego.
-Oszalałeś? Nawet ja mam swoje granice. - oburzyłam się.
-Za często je przekraczasz.
-Co to ma znaczyć? - uraziło mnie to.
-Nic, przepraszam. Martwię się, nie chciałbym żeby on cię zranił.
-Wiem na co się piszę. Dam radę.
-Skoro ty mu ufasz, to ja też. - skłamał. - ale będę go miał na oku. - mrugnął do mnie.
-Wróćmy do tematu. Rozmawiałam z Violettą. - przyznałam się. - uważa, że ją okłamałeś.
-Ona jest dziwna. Nie za bardzo mam ochotę na umówienie się z nią. Skoro nie potrafi zrozumieć, że byłaś w szpitalu i to spowodowało brak chęci na spotkanie, to nie jest warta kolejnego. - zgadzałam się z nim, ale chciałam żeby był szczęśliwy.
-Daj jej szanse. - nalegałam.
-Nie.
-Co jeśli jest piękna, inteligentna, wrażliwa? - nalegałam.
-Piękna nie jest, przecież już ją widziałem, nie chodzi w worku na twarzy. - obalił pierwszy argument. - inteligentna najwidoczniej też nie. Wrażliwa? Coraz częściej myśle, że jej postawa słodkiej, cichej dziewczynki to tylko poza. Pod tym jest wstrętna, wredna i egoistyczna.
-To Violetta, nie Lucyfer. - zażartowałam.
-Są spokrewnieni, słowo daje. - zaśmiał się.
-Umów się z nią. - chwyciłam jego dłoń i mocno ścisnęłam.
-Proszę, odpuść. - marudził.
-Nie rób mi tego. Obiecałam, że jej pomogę.
-Podpisałaś pakt z diabłem? - zmrużył oczy.
-Umówię was. - zadecydowałam. -jeśli ci się nie spodoba, wtedy odpuszczę raz na zawsze. - uniosłam dłoń, jak do przysięgi.
-Niech będzie, ale robię to dla ciebie. - zastrzegł, mierząc we mnie palcem.
Zaczynało robić się chłodno, a więc zdecydowaliśmy się wrócić do szkoły. Kentin zamierzał coś zjeść, a ja musiałam napisać zaległy esej. Pożegnaliśmy się pod biblioteką i każde z nas poszło w swoją stronę.
-Chloe. - tym razem nikt nie podniósł głosu, tylko wypowiedział moje imię bez zmiany tonu.
-Kas. - uśmiechnęłam się.
-Szukałem cię.
-Byłam z Kentinem. - zatrzymaliśmy się na środku, pustego korytarza.
-Domyśliłem się. - przeczesał włosy. - chciałem cię przeprosić. - miałam wrażenie, że te słowa wypowiedział z trudem.
-Za co?
-Zareagowałem zbyt wybuchowo. Nie zrobiłaś nic złego. To dobrze, że nie bałaś się pokazać ze mną. - uśmiechnął się. - reaguje tak, bo jesteś dla mnie ważna. Nie chciałbym tego popsuć. - jego szczerość była rozbrajająca.
Nie chciałam nic mówić, znalazłam lepszy sposób na pokazanie, że zaakceptowałam przeprosiny. Stanęłam na palcach i zarzuciłam mu ręce na szyje, jednocześnie przybliżając się do niego. Pocałowałam go delikatnie, uważając by nie zwiększać ani tempa ani intensywności pocałunku. Chciałam, by nasz pocałunek był delikatny, słodki i odrobinę niewinny. Gdy się od niego odsunęłam, musnęłam kilkakrotnie jego usta.
-Kocham cię. Pamiętaj o tym. - szepnął.
-Nigdy nie zapomnę. - odparłam, ponownie go całując.
No nie ;o poprostu nie wierzę! (O.o) Kastiel jaki Ty jesteś słooodki ^^ aish ; normalnie cud (^.^).
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię kochana autorko i twoje cudowne opko ;)
Pisz dalej; jak zawsze czuję niedosyt (*.*)
Weny Ci życzę i duuuzo czasu na pisanie! ;*
Pozdrawiam serdecznie! ❤