Rozdział 53

Wybaczcie brak rozdziału w czwartek, ale świętowałam urodziny ;) 


         Nigdy nie wstawałam na trening z tak dużą dozą optymizmu. Wesoło pogwizdując, pobiegłam na spotkanie z Kastielem. Dzisiaj mieliśmy trenować na dworze. Pogoda dopisywała, a ja czułam, że lśnię niemal tak samo, jak wiosenne słońce. 
-Dzień dobry. - przywitałam się, podbiegając do niego i rzucając w jego ramiona. 
-Masz dzisiaj doskonały humor. - uśmiechnął się. 
-Pogoda dopisuje. - odwzajemniłam uśmiech. - od czego zaczynamy?
-Dwadzieścia okrążeń. - mruknął, składając na moim policzku kilka drobnych pocałunków. 
-Co? - mina mi zrzedła. 
-Mówiłem ci, bieganie może ci pomóc. - westchnął. 
-Mógłbyś iść po wodę? - zapytałam z uroczym uśmiechem. - zostawiłam ją w składziku na sprzęt. - zamrugałam kilkakrotnie. Widziałam na filmach i tam to działało. Tutaj nie pomogło za wiele, ale ostatecznie mój urok zwyciężył. 
-Będę cię obserwował. Dobrze wiesz, że zauważę jeśli tylko zmniejszysz liczbę okrążeń. - ostrzegł mnie. 
-Jasne. - powstrzymałam przewracanie oczami. 
             Gdy Kastiel zniknął w budynku, nie zaczęłam biegać. Zamiast tego powolnym krokiem ruszyłam za nim. Starałam się być cicho, aby nie zwrócić jego uwagi. Wówczas mój plan spaliłby na panewce. Czerwonowłosy skręcił do składziku, ale nie zamknął za sobą drzwi. Przyspieszyłam kroku i wślizgnęłam zaraz za nim. Brak reakcji z jego strony zwrócił moją uwagę. 
-Wiedziałeś, że za tobą idę. - westchnęłam zrezygnowana. 
-Jesteś głośna, ale doceniam staranie. Bieganie cię nie ominie. - zaśmiał się. 
-Oczywiście. - burknęłam. 
-Gdzie ta woda? - rozejrzał się. 
-Nigdzie. - zamknęłam za nami drzwi i przekręciłam klucz. - to był mały... fortel. - podeszłam do niego i położyłam dłonie na jego torsie tuż pod obojczykiem. 
Delikatnie i rytmicznie przesuwałam moje dłonie. Miałam nadzieje, że pomyśli o tym samym, co ja. 
-Co ty wyprawiasz? - zapytał cicho, słyszałam jak drży mu głos. 
-Najpierw cardio, tak? - moje serce waliło. 
-Ktoś może tu przyjść. - wykrztusił. 
Moje dłonie wędrowały w dół wzdłuż jego brzucha, aby spotkać się tuż przy wiązaniu sportowych spodenek. Czubkami palców muskałam skórę nad gumką jego bokserek. 
-Chloe. - powiedział ostrzegawczo. 
-Hm? - mruknęłam. 
Przybliżyłam usta do jego szyi i pocałunkami zaznaczyłam linię od obojczyka aż do ucha. Delikatnie przygryzłam jego ucho. 
-Ktoś może przyjść. - powtórzył. 
-Jest szósta rano. Nikt się nie pojawi. - szepnęłam mu do ucha i powoli, sugestywnie wypuściłam ciepłe powietrze z płuc, jednocześnie dolną wargą zahaczając o płatek jego ucha. 
Nie musiałam długo czekać. Głośnym westchnieniem ogłosił kapitulację, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu zwycięstwa. Jego dłonie zdecydowanymi ruchami przesuwały się po moim udzie. Wykonał krok do przodu zmuszając mnie o oparcie się o drzwi. Całował mnie namiętnie, co jakiś czas przygryzając moją dolną wargę. Byłam niemal pewna, że nikt tu nie przyjdzie, ale jednak wolałam się pospieszyć, zegary nie staną w miejscu tylko dlatego, że tego chciałam. Ściągnęłam z niego koszulkę i niemal od razu pociągnęłam jego spodenki w dół. Nie postał mi dłużny.
Adrenalina i ekscytacja wywołane miejscem w jakim się znajdowaliśmy, powodowały, że krew w moich żyłach płynęła szybciej i stawała się gorętsza. Z pasją oddawałam jego pocałunki i starałam dorównać pewności jego ruchów. Moje dłonie delikatnie drżały, ale zdecydowanie nie ze strachu. Jeśli chodziło o mnie, mogłabym mieć taki trening codziennie. Nasz drugi raz był nieporównywalnie lepszy niż pierwszy...
Po wszystkim nie wymieniliśmy zdania, każde z nas pospiesznie się ubrało i opuściliśmy składzik. Rozglądałam się, czy nikogo nie ma w pobliżu, ale na szczęście nie zauważyłam, by ktokolwiek się tu kręcił. 
            Świeże powietrze orzeźwiło mnie.
-Muszę biegać? - zapytałam. 
-Nie. -pokręcił głową. - chyba na dziś koniec. - zaśmiał się. 
Czy seks działa tak na wszystkich facetów? Kastiel był zdecydowanie weselszy. 
-Cieszy mnie to. - uśmiechnęłam się. 
-Jesteś taka... 
-Szalona? Głupia? 
-Nieprzewidywalna i pełna życia. - pogłaskał mnie po policzku. 
          Wróciłam do pokoju, Rozalia smacznie spała, a ja postanowiłam skorzystać z prysznica. Na całe szczęście mojej współlokatorce nie przeszkadzały żadne dźwięki; zawsze spała, jak zabita. Gdy wyszłam z łazienki, białowłosa szykowała swój dzisiejszy strój. 
-Wiem, że twój chłopak jest projektantem, ale to chyba lekka przesada. -skomentowałam jej wybór. 
-Moda rządzi się swoimi prawami. Powinnaś od czasu do czasu założyć coś innego niż jeansy. - skrzywiła się. 
-Są wygodne. - broniłam się. 
-Poza tym powinnaś się bardziej stroić. - uśmiechnęła się chytrze. - odkąd jesteś dziewczyną szkolnego fightera. 
-Daj spokój. - prychnęłam. 
-Jak to się w ogóle stało? - zapytała. 
-A jak ty jesteś z Leo? To wszystko rządzi się takimi samymi prawami. - mrugnęłam do niej. 
-Może wreszcie pora coś stracić... 
-Może. - wzruszyłam ramionami. 
Czy wszystko na świecie obracało się wokół dwóch rzeczy - seksu i pieniędzy? Najwyraźniej tak. Nawet w prywatnej, amerykańskiej szkole, około ósmej rano, rozmawiało się o seksie. 
-Muszę oddać esej. - chwyciłam kartkę leżącą na moim łożku. - do potem. -pomachałam jej, gdy wychodziłam. 
           Miałam zamiar oddać moją prace przed pierwszą lekcją. Im szybciej to zrobię, tym lepiej. Nigdy nie byłam dobrą pisarką, a temu esejowi poświęciłam wyjątkowo mało czasu i przede wszystkim myśli, które wesoło biegały wokół nocy z pewnym mężczyzną. Chcąc nie chcąc rozmyślałam o naszym pierwszym razie, idąc przez korytarz. Jakaś część mojego mózgu zastanawiała się, czy to jest normalne. Miałam wrażenie, że nazbyt to analizuje i zbyt często o tym myśle. Postanowiłam, że porozmawiam o tym z Kenitnem, zanim moje myśli skierują mnie na psychiatryczną kozetkę. 
-Witaj nieznajoma. - ledwo udało mi się zatrzymać, aby nie uderzyć w Doriana. 
Nie widziałam go kilka dni. Jego szare oczy były wesołe, włosy zmierzwione, a uśmiech zwycięzcy nie schodził mu z twarzy. 
-Cześć. - przywitałam się. 
-Jest wcześnie, gdzie idziesz?
-Oddać esej. Nie jest aż tak wcześnie. Zdążyłam być na treningu. - cholera, po co ja o tym wspominałam?
-Masz dziwną minę. Hej, co to za rumieniec? - roześmiał się. - Czyżbyś zaliczyła upadek miesiąca? - często opowiadałam mu o swoich upadkach i wypadkach, jakie wydarzyły się na treningach, oboje mieliśmy z tego ubaw. 
-Nie było aż tak źle. - przełknęłam ślinę. 
-Jak tam twoje badania? Słyszałem, że miałaś wypadek. - spoważniał. 
-Jest dobrze, dzięki za zainteresowanie. - uśmiechnęłam się do niego ciepło. 
-Muszę już iść. Dyrektorka kazała mi się pokazać po powrocie. - skrzywił się. 
-Gdzie byłeś? - zastanawiałam się, jak mogłam przeoczyć jego nieobecność. 
-U rodziców, mieliśmy kilka spraw. - tym razem jego uśmiech był blady. 
-Rozumiem. - nie drążyłam tematu. 
Dorian uśmiechnął się trochę cieplej i minął mnie. 
-Kiedy wróciłeś? - odwróciłam się, by zdać to pytanie. 
-Przed chwilą. - odparł. 
Dlatego był w tak dobrym humorze. On jeszcze nie wiedział, że ja i Kastiel jesteśmy razem. Nie było go wtedy w stołówce... Czułam, że czeka nas trudna rozmowa. Bałam się, że złamię mu serce. Przez pewien czas byliśmy blisko, co prawda nic mu nie obiecywałam, ale to nie oznaczało, że nie narobił sobie nadziei. 
               W klasie Pana Young nikogo nie było, musiałam go poszukać, jeśli chciałam jeszcze dziś oddać esej. Zanim ruszyłam na dalsze poszukiwania, wzięłam kilka głębokich, uspokajających wdechów. 
Idąc przez korytarz natknęłam się na Kim. Siedziała w towarzystwie jakiegoś młodszego chłopaka. Prawdę mówiąc wyglądał, jak dziecko. 
-Bądź chociaż trochę mniej nieprzyzwoita. - zażartowałam mijając ich. 
Kim wychyliła się zza chłopaka. Swoim wtrąceniem przerwałam im całowanie. 
-O kogo moje piękne oczy widzą. - odsunęła towarzysza i zeskoczyła z parapetu. - musimy pogadać. - spojrzała na mnie znacząco. 
-Pewnie. - uśmiechnęłam się, ale wiedziałam, że nie będę chciała się jej zwierzać. - sprowadzasz go na złą drogę. - spojrzałam na chłopaka. 
-Nie jest aż taki młody. - zaprotestowała. 
Przyjrzałam mu się; jego chłopięca twarz nieskalana była męskimi rysami. Miał ciemnoniebieskie oczy i włosy niemal tak białe, jak śnieg. Blada cera dodawała mu uroku i sprawiała, że przypominał on porcelanową lalkę. 
-Jestem Chloe. - przedstawiałam się. 
-Cześć, Marcus. - podał mi dłoń, uścisnęłam ją delikatnie. 
-Nie będę wam przeszkadzała. Miło było cię poznać. - uśmiechnęłam się do niego. 
-Wzajemnie. - skinął głową. 
Attachment.png

Komentarze

  1. O kurcze drugi raz był zdecydowanie bardziej emocjonujący ^^
    Aish uwielbiam Cię i to opowiadanie i będę to powtarzać aż do końca ;*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz