Rozdział 56
Cały tydzień udawało mi się skutecznie odwracać uwagę Kastiela. Nasze wspólne treningi stały się okazją do zbliżeń. W czwartkowy wieczór wracałam z treningu do pokoju i natknęłam się na Kentina. Trudno było uznać to spotkanie za przypadkowe. Wiedział którędy wracam i czekał na jednej z okolicznych ławek.
-Jak było? - to pytanie mnie rozbawiło.
Oczywiście nie miał pojęcia, jak spędzam treningi, więc z jego perspektywy wydawało się niewinne.
-Dobrze, bardzo dobrze. - odpowiedziałam z tajemniczym uśmiechem. - czekałeś na mnie.
-Tak, przedłużyło się. - zmarszczył brwi.
-Nie marudź, pogoda dopisuje. Nie czekałeś na mnie w deszczu.
Niebo było bezchmurne, a srebrne punkciki na granatowym niebie tworzyły przyjemny klimat. Nie mogłam się doczekać nadejścia lata.
-Czekałbym choćby w śniegu.
-W takim razie musisz mieć mi coś ważnego do powiedzenia.
-Jutro mam randkę, na którą mnie namówiłaś. - westchnął głośno.
-Będzie fajnie. Violetta nie może się już doczekać. Wybrała idealną sukienkę, spodoba ci się. - pocieszałam go.
-Nic nie zmieni tego, że brakuje jej piątej klepki.
-Co będziecie robić?
-Pójdziemy na spacer, a potem obejrzymy film. Udało mi się załatwić pokój z rzutnikiem. - uśmiechnął się, a więc była jakaś nadzieja.
-Co zobaczycie?
-Jeszcze się waham, ale myśle o ,,Jak stracić chłopaka w dziesięć dni” albo ,,Duchy moich byłych”.
-Ciekawy dobór tematów. - zaśmiałam się. - może lepiej postawisz na klasykę?
-Nie, to kiepski pomysł.
-Zrobisz, jak chcesz. - wzruszyłam ramionami. - jeszcze mi podziękujesz za namówienie cię na spotkanie z nią.
-Możemy się założyć. - powiedział pewnym siebie głosem.
Siedziałam na swoim łożku wpatrując się bezmyślnie w podłogę, czekając aż balsam wchłonie się w moje ciało.
-Czy nasze podłogi to dzieło jakiegoś artysty, czy po prostu nie masz nic lepszego do roboty? - do pokoju weszła Rozalia.
-Zamyśliłam się. - wyjaśniłam lekko zakłopotana.
-Czyżbyś myślała o parze brązowych oczu?
-Nie tym razem. - w zdenerwowaniu podrapałam się po karku. Musiałam szybko zmienić temat. - co u Leo?
-Nic ciekawego, chciałabym żeby chodził tutaj do szkoły. Masz tyle szczęścia, że Kas nadal tu jest. - westchnęła i położyła się na swoim łożku.
-I tak skończy szkołę szybciej niż ja. - powiedziałam na pocieszenie.
-No właśnie, myślałaś co wtedy? - zapytała.
Dopiero, gdy zdała to pytanie, dotarło do mnie, że być może znajdę się w podobnej sytuacji, jak ona. Co jeśli Kas opuści mury? Jak daleko się wyprowadzi? Czy sporadyczne spotkania wystarczą? Co jeżeli kogoś pozna?
Problem wieku był tematem naszych żartów. Kas był starszy i gdyby kończył szkołę w normalnym trybie... Wolałam o tym nie myśleć.
-Halo? - Rozalia machała do mnie.
-Jeszcze o tym nie myślałam. - potrząsnęłam głową.
-Tak właściwie co do niego czujesz?
-Kocham go. - odpowiedziałam krótko.
-To niesamowite. Miłość jest taka wspaniała. - westchnęła głęboko.
-Ta.. - uśmiechnęłam się. - idę po coś do jedzenia. Przynieść ci coś?
-Nie, dzięki. - machnęła ręką.
Przeglądałam zawartość szafek w kuchni na naszym piętrze. Miałam ochotę na kwaśne żelki, ale nie potrafiłam żadnych znaleźć.
-Posuń się. - poczułam lekkie klepnięcie.
-Zaraz, muszę znaleźć żelki. - odpowiedziałam z głową w szafce. Gdy po minucie nie udało mi się ich znaleźć, wyprostowałam się i zamknęłam drzwiczki.
-Co tam? - zapytałam Kim.
-Nudy. - wzruszyła ramionami, ale wyglądała na przejętą. - a tam?
-To samo. - przekrzywiłam głowę i dokładniej się jej przyjrzałam. - marnie wyglądasz.
-Nie zbyt dobrze sypiam. - usiadła na blacie, czekając aż woda w czajniku się zagotuje.
-Pewnie to wina Marcusa. - zaśmiałam się. Ona nie zareagowała. - chcesz mi coś powiedzieć? - uniosłam brew.
-Nie, absolutnie nie. - widziałam, że kłamie.
-Dobra, nie ma moich żelek, więc nic tu po mnie. - złożyłam dłonie i zakołysałam na piętach.
-Sprawdź na górnych szafkach. - powiedziała.
-Nie sięgnę. - niestety, ale nie należałam do wysokich osób.
Kim zeskoczyła z blatu i stając na palcach, sięgnęła dłonią na górną szafkę.
-Proszę. - podała mi paczkę żelek.
-Wow, dzięki. - uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
W drodze do pokoju zajadałam się pysznymi, kwaśnymi żelkami.
-Urocze szorty. - usłyszałam głos Doriana.
-Cześć. - ucieszyłam się widząc go.
Podeszłam bliżej i wtedy zauważyłam, że jest kompletnie pijany.
-Piłeś. - wytknęłam mu.
-Oj nie praw mi tutaj morałów. To ty mnie wystawiłaś. - machał mi palcem przed nosem.
Chwyciłam jego dłoń i odsunęłam od siebie, odrobinę za mocno.
-Lubię to. - uśmiechnął się.
-Nie powinieneś pić.
-Nie powinnaś była grać na dwa fronty.
-Nic ci nie obiecywałam. - chciałam być dla niego miła podczas tej rozmowy, ale widząc go pijanego nie potrafiłam się uspokoić.
-Ja nie całuje każdej napotkanej dziewczyny. Sądziłem, że nasze pocałunki coś znaczą. - nachylił się.
-Nie udawaj świętoszka. - warknęłam.
-Nie udaje, ale przy tobie to chyba nawet ja mogę liczyć na rozgrzeszenie. - ostatnie słowo wypowiedział z trudem.
-O co ci chodzi? - musiałam zakończyć tę rozmowę zanim rozzłości mnie na dobre.
-Kas i ty jesteście siebie warci. Oboje manipulujecie, a ty wkrótce staniesz się niewolnicą własnych kompleksów. Wykorzystałaś mnie, aby on był zazdrosny. - nawet stanie przychodziło mu z trudem.
-Idź stąd zanim ktoś się zauważy. - poradziłam.
-A co boisz się, że ktoś pomyśli, że się ze mną puszczasz? Wiesz nie mam nic przeciwko trójkątowi. - zaśmiał się.
-Odejdź. Boli cię, że przegrałeś. - przesadziłam, ale nie panowałam nad słowami.
-Jutro też jest dzień. - zataczając się zaczął schodzić po schodach.
Weszłam do pokoju i z rozmachem zamknęłam drzwi.
-Co jest? - Rozalia podniosła się gwałtownie.
-Przepraszam, nie chciałam cię obudzić. - powiedziałam oschle.
-Nie spałam, ale podejrzewam, że nawet martwego byś podniosła.
-Spotkałam Doriana, nawalonego jak kopaczka. - prawie piszczałam ze złości. - co on sobie wyobraża. Nie mogę uwierzyć, że był taki bezczelny. Zachował się, jak totalny dupek.
-Powoli i od początku. - podniosła dłonie i powoli zaczęła je opuszczać. Ten gest chyba miał mnie uspokoić.
-Dorian to kretyn, zachowuje się skandalicznie.
-Nie chce go bronić, ale miał podstawy żeby myśleć, że coś między wami było. Teraz jest skrzywdzony. Nie dziwie mu się. - wzruszyła ramionami.
-Nic nie usprawiedliwia chamstwa. - warknęłam.
-Pogadaj z nim, jak będzie trzeźwy. - poradziła.
Oj tam Dorian przebolejesz to i będzie dobrze ;) Jeszcze będziecie przyjaciółmi ;)
OdpowiedzUsuńWybacz kochana to zapytanie , ale ile starszy jest Kastiel od Chloe? Zapomniałam ; <
Tak jak zawsze jestem nienasycona ^^ zawsze mi mało ;) Oczywiście to nie zmienia faktu , że rozdział jest idealny ;* zresztą jak zawsze ❤
A na koniec chciałam jeszcze zapytać ; jak masz na imię ? Żebym na przyszłość wiedziała jak się zwracać ❤
Pozdrawiam! ;*