Rozdział 57
Rano ochłonęłam i moje wczorajsze zachowanie wydawało mi się głupie. Rozalia miała racje - Dorian miał prawo czuć się zraniony. Nic mu nie obiecywałam, ale narobiłam mu nadziei. Jego wczorajszy stan upojenia wskazywał na to, że bardzo go zraniłam. Wiedział, jaki stosunek miałam do alkoholu w takich ilościach. Rano sprawdziłam internetowy komunikator, jedyny na jaki pozwalała nam szkoła. Czekałam tam na mnie wiadomość od Kastiela:
Poranny trening odwołany. Przyjdź wieczorem do domku na drzewie, już nie mogę się doczekać aż cię zobaczę.
Kastiel.
Po przeczytaniu tej wiadomości od razu poprawił mi się humor. Miałam nadzieje, że przygotował dla nas miły wieczór. Jeśli tak, obiecałam sobie, że ani słowem nie wspomnę o incydencie z Dorianem ani o obawach związanych z naszą przyszłością.
W końcu udało mi się porozmawiać z Panem Youngiem. Esej, który miałam mu oddać postanowiłam przekazać Pani Case.
-Panno Keeland. - zawołał mnie.
-Dogonię cię. - powiedziałam do Violetty, z którą akurat szłam przez korytarz.
-Dzień dobry. - przywitałam się, podchodząc do niego. - dostał Pan mój esej?
-Tak i nadal się głowię, dlaczego to Pani Case mi go przekazała. - miał surową minę. - poza tym oddała go Panienka z pewnym opóźnieniem.
-Nie wiem, czy dotarły do Pana wiadomości o moim wypadku, ale to stąd wynikało opóźnienie. - tłumaczyłam.
-Sugeruje Panienka, że nie interesuje się życiem szkoły? Oczywiście, że wiedziałem o wypadku i rozumiałem opóźnienie, ale nie aż takie. - podkreślił słowo aż.
-Przepraszam. - powiedziałam choć wcale nie czułam takiej potrzeby. - to się nie powtórzy. - obiecałam.
-Myśle, że powinna się Panienka zgłosić do odbycia kary. - powiedział ostrym tonem.
-Słucham? Chyba żartujesz... Proszę niech Pan powie, że żartuje. - wybuchnęłam, liczyłam że jakimś cudem nie zauważył bezpośredniej formy zwrócenia się do niego.
-Z tygodnia może się zrobić miesiąc. - ostrzegł.
-Wie Pan co?! Mogę wcale nie mieć życia prywatnego. - warknęłam i odwracając na pięcie odeszłam.
Posłusznie zgłosiłam się do gabinetu Pani King. Była odpowiedzialna za przydział kar polekcyjnych.
-Przysłał mnie Pan Young. Opóźnienie z esejem. - powiedziałam szybko i zacisnęłam usta.
-Dzień dobry Chloe. - przywitała się kobieta. - nic mi w tej sprawie nie wiadomo.
-Cóż, pewnie się Pani dowie. - wzruszyłam ramionami. - co mam robić?
-Chloe. - powiedziała łagodnym głosem. - powiedziałam, że nic w tej sprawi nie wiem. - położyła nacisk na ,,nic”.
-Czyli mam przyjść jutro? - patrzyłam na nią wyczekująco.
-Czyli nic nie wiem. Do widzenia. - pożegnała mnie.
Stałam przez kilka minut wpatrując się w nią pytająco. Nie potrafiłam zrozumieć, co miała na myśli. Gdy w końcu do mnie dotarło, moją twarz rozświetlił uśmiech wdzięczność.
-Dziękuje! - wykrzyknęłam.
-Tylko nikomu ani słowa. - przyłożyła palec do ust. - i tak zrobiłaś dla tej szkoły więcej niż nie jeden woźny. - zaśmiała się z własnego żartu.
Późnym popołudniem spędzałam czas w pokoju Kentina. Udało mi się tu wślizgnąć, bo w szkole trwało jakieś ultra ważne spotkanie i większość nauczycieli brała w nim udział, a braków w kadrze nie można było niczym zastąpić, nawet uczniami, którzy zgodzili się wystąpić w roli posterunkowych.
-Niebieska. - poradziłam, gdy przyjaciel wybierał koszule.
-Taka spodoba się bardziej Violettcie? - zapytał.
-Tak.
-W takim razie wezmę szarą. - rzucił niebieską koszule na łóżko współlokatora.
-Jesteś jakiś nieswój. Gdzie twój entuzjazm? - zapytałam przyciągając nogi do brzucha i opierając brodę o kolana.
-Tam, gdzie szanse na udaną randkę z Violą. Ups.. na zawsze przepadł. - udał zdziwienie.
-Maruda. - przewróciłam oczami.
-No dobra, mów co się wydarzyło z Dorianem. - spojrzał na mnie.
-Skąd to wiesz? - już miałam zamiar zacząć oskarżać Rozalie, ale przyjaciel pospieszył z odpowiedzią.
-Spotkałem go i pytał o ciebie. Wyglądał na zmartwionego, od razu pomyślałem, że coś przeskrobał. Patrząc na ciebie dzisiaj na lunchu, tylko się w tym utwierdziłem. - wyjaśnił. Uff, jednak czasami mogłam liczyć na dyskrecje Rozy.
-Napadł na mnie pijany i zaczął robić wyrzuty. - powiedziałam zgodnie z prawdą.
-A to kretyn. Jak on może robić takie sceny? - wiedziałam, że Kentin stanie po mojej stronie. - mam nadzieje, że zachowałaś się dojrzale i po prostu sobie poszłaś. - na jego twarzy malowała się nadzieja.
-Powiedzmy. - zmrużyłam oczy i przygotowałam na jego pełne rozczarowania westchnienie.
-Chloe. - jęknął. - nawtykałaś mu.
-Tak wyszło.
-Oczywiście. - prychnął. - dobra, trudno stało się. Musisz z nim poważnie porozmawiać.
-Wiem, ale nie dzisiaj. Dzisiaj mam randkę. - powiedziałam dumnie.
-Z Kastielem?
-Nie, z Arminem. - przewróciłam oczami.
-Wybacz, nie mogę się przyzwyczaić, że jesteście razem. - uśmiechnął się przepraszająco.
-Luz. - wzruszyłam niedbale ramionami.
-Czy wy już? - zapytał mrużąc oczy.
-Tak, nadarzyła się okazja. - wyjawiłam.
-Świetnie, moja mała Chloe weszła w dorosły świat. - złapał się teatralnie za serce.
-Przestań. - rzuciłam w niego poduszką. - może i tobie będzie dzisiaj dane... - zagwizdałam.
-Chyba kpisz. Nie mam zamiaru nikogo przeprowadzać przez proces inicjacji. - przewrócił oczami.
-Może ona ma to za sobą. - przekomarzałam się.
-Jasne, zrobiła to z jednym z tęczowych misiów. - nawiązał do naszej ulubionej bajki.
-Jesteś okropny. - chcąc nie chcąc, przez moją głowę przemknął obraz Violetty i tęczowego misia.
-Ken... - zaczęłam po kilku minutach ciszy.
-Hm? - mruknął pytająco.
-Zawsze będziesz obok?
-Oczywiście, nic tego nie zmieni. - spojrzał na mnie czule. - a co zastanawiasz się czy wykupić podwójne miejsce na cmentarzu? - zażartował.
Doskonale wiedział, że mój nastrój zmierza w ponury, tajemniczy zakamarek, z którego ciężko jest mi wyjść. Przyjaciel był skutecznym antidotum na wszelkie mroczne dolegliwości.
-Zbieram się. - powiedziałam i szybko wstałam z łóżka.
Nie przewidziałam, że mój błędnik nie nadąży i zatoczę się, jak pijany Dorian. Podparłam się o szafkę nocą tym samym chroniąc się przed upadkiem.
-Uff. - wypuściłam powietrze.
Przyjaciel podszedł do mnie i chwycił za ramie.
-Wszystko dobrze? - zapytał z troską.
-Tak, za szybko wstałam. - wyjaśniłam. Czułam, jak moja głową pulsuje.
-Nigdy ci się to nie zdarzało.
-Starzeje się. - zażartowałam.
Dolegliwości ustały równie szybko, jak się pojawiły. Pewna siebie, wyprostowałam się i posłałam przyjacielowi uspokajający uśmiech.
-Już dobrze.
-Miłej randki. - życzył mi, ale nadal przyglądał mi się podejrzliwie.
-Wzajemnie. - mrugnęłam do niego.
Jak zawsze super ;)
OdpowiedzUsuńTylko teraz zastanawiam się co się stało Chloe po nagłym wstaniu z łóżka ^^
Ty wiesz , ale ja muszę się domyślać ty cwaniaro ;D
Super ^^ czekam na next i weny ci życzę! ;*