Rozdział 58

         Wychodząc spod prysznica poczułam narastające mdłości. Moja głowa stała się pełna, jakby nie było w niej w ogóle miejsca. Pospiesznie wyszłam z łazienki. Dolegliwości ustały natychmiast. Stałam w ręczniku na środku pokoju i oddychałam głęboko. Mój organizm był przemęczony i źle znosił stres, pomyślałam. Dam sobie kilka dni na regenerację. 
Założyłam czarny, koronkowy komplet bielizny. Skoro miałam randkę, to zamierzałam wyglądać lepiej niż zwykle. Kastiel do tej pory widział mnie tylko w mojej zwykłej, codziennej bieliźnie. Chciałam go zaskoczyć, jeśli ja się sobie podobałam w tym komplecie, to i jemu się spodobam.
Jakaś część mojego mózgu martwiła się Dorianem. Kiedy go poznałam nie stronił od imprez i alkoholu, a tym bardziej od kobiet. Z czasem, wraz z rozwojem naszej relacji, starała się zachowywać, jak na poprawnego obywatela przystało. Pił mniej, kiedy imprezował to głównie tańczył. Nie spędzał każdego wieczoru z inną. Patrząc z perspektywy czasu dostrzegłam, że bardzo się starał. Chciał być lepszy, sądząc po jego słowach; chciał być lepszy dla mnie. Niestety musiałam zamknąć szufladę z jego imieniem i odłożyć rozmyślania na inny dzień. Patrzyłam na swoje odbicie i podobało mi się to, co widziałam. 
         Wyszłam z pokoju i niemal tanecznym krokiem ruszyłam przed siebie. Zaczęłam schodzić po schodach, gdy zauważyłam Doriana. Stał na dole i rozmawiał z jakimś rudowłosym chłopakiem. Nie miałam ochoty na starcie z nim, pospiesznie wycofałam się na szczyt schodów i walczyłam ze sobą, by się nie odwrócić. Na całe szczęście mogłam zejść na dół inną drogą, co prawda dłuższą, ale bezpieczniejszą zważywszy na brak obecności Doriana. 
Przeszłam obok pomieszczeń gospodarczych. Na początku myślałam, że się przesłyszałam, ale gdy drugi raz usłyszałam łkanie, zatrzymałam się. Musiałam się pospieszyć, gdyż moja kąpiel zajęła więcej niż przewidywałam, ale detektywistyczna natura nie pozwoliła pójść dalej. Powoli podeszłam do drzwi, zza których dobiegały dźwięki. Położyłam dłoń na klamce i przekręciłam ją, wchodząc do środka. Moja dłoń odruchowo powędrowała do włącznika światła. 
-Kim?! - wykrzyknęłam, gdy zobaczyłam jej zapłakaną twarz. 
-Chloe. - pospiesznie wycierała twarz, rozmazując swój, jak zwykle mocny makijaż. 
-Co się stało? - uklęknęłam obok niej, łapiąc ją opiekuńczo za dłonie. 
-To nic takiego. - pociągała nosem. 
-Jak to nic takiego? Siedzisz w jakimś. - rozejrzałam się dookoła. - pokoju z ręcznikami. - na każdej ścianie był regał ze śnieżnobiałymi ręcznikami. - i mówisz mi, że to nic takiego. No dalej, jestem tu dla ciebie. - powiedziałam możliwie łagodnym głosem. 
-To wina mojej rodziny. Wiesz, jak to jest. Dramat za dramatem. Oceny, zachowanie, zarozumialstwo, bla bla bla... - przewróciła oczami. - czasami nawet ja nie wytrzymuje presji. - wzruszyła ramionami. 
-Jesteś pewna, że o to chodzi? - zapytałam. 
-A o co by innego? - zmarszczyła brwi. Nie byłam przekonana, czy mówi prawdę. 
-O tego chłopaka. - nagle zapomniałam jego imienia. 
-Nie. Poza tym, czy widziałaś mnie kiedyś, żebym płakała przez jakiegoś typa? - spojrzała na mnie kpiąco. 
-Nie, nigdy. - przyznałam. 
-Leć, masz pewnie randkę. - powiedziała uważnie mi się przyglądając. 
-Tak, ale nie chcę cię zostawić w takim stanie. 
-Poradzę sobie, no idź. - pogoniła mnie. 
-Dobra. - jeszcze raz ścisnęłam jej dłonie i posłałam uspokajający uśmiech. Odwzajemniła go. 
         Weszłam do domku na drzewie. Kastiel już tam czekał. 
-No nareszcie. - westchnął i podszedł do mnie. Kładąc mi dłonie na biodrach, delikatnie przyciągnął do siebie i pocałował mnie. 
Nagle wszystkie problemu uleciały, jak balon z helem, który wyślizgnął się małemu dziecku. Czułam, że całe moje ciało i umysł się relaksują. 
Wylądowaliśmy na materacu znajdującym się w centrum domku. Gdy zostałam w samej bieliźnie, odsunęłam się na tyle, by mógł dokładnie zobaczyć, co mam na sobie. Uniósł brwi i delikatnie rozchylił usta. Jeśli chodziło o Kastiela była to reakcja za sto punktów, o mało nie piszczałam z radości. 
       -Jesteś taka piękna. - patrzył na mnie, gładząc po policzku. 
-Uroda to rzecz ulotna. - mrugnęłam do niego. 
-Nie mówię tylko o twojej buzi. Na piękno składa się wiele rzeczy. Jeśli kobieta miałaby najpiękniejszą twarz, a zbyt mało wewnętrznej siły, wówczas jej twarz staje się, jak twarz rzeźby. Niby jest pięknie i popatrzysz, ale tylko przez chwile. 
-Chyba masz rajcę. - przyznałam. 
       -Chciałbym wiedzieć więcej o twojej rodzinie. - powiedział ostrożnie. 
-W takim razie poproszę o drugi kieliszek wina. - zaśmiałam się i podałam mu kieliszek. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie i popijając wino opowiadaliśmy o wszystkim i niczym. 
-Jaki był twój tata? Wiem, że już kiedyś pytałem, ale może dowiem się czegoś nowego. - powiedział oddając mi kieliszek. 
-Uwielbiał uściski. - wyznałam, wodząc palcem po obwodzie naczynia. - żałuje, że nie możesz go poznać. 
-Też żałuje, chociaż oszczędza nam to spotkania chłopak-ojciec. To podobno gorące konfrontacje. - zaśmiał się. 
-Mój tata by cię polubił. On lubił wszystkich. Prawie w każdy piątek gotował jakieś szalone dania, a ja i Kentin ich próbowaliśmy. - wyznałam. Czułam się dobrze, móc wspominać ojca w taki sposób. 
-Kentin często u was bywał? 
-Cały czas. Wychodził późnym wieczorem, a wracał z samego rana. - przewróciłam oczami. - jedliśmy razem kolacje, nasze rodziny się uwielbiały. To znaczy jego tata nas lubił. - poprawiłam się. 
-A mama nie? 
-Nie ma mamy. Umarła przy porodzie. - wyjaśniłam. 
-To przykre. 
-Tak, ale on nie ma z tym problemu. Jego tata jest wspaniały, tylko czasami jest mu ciężko. Jest wojskowym, więc nie zawsze ma czas dla syna. Wtedy Kentin spędzał go z opiekunką. 
-Wojskowym? - zdziwił się. - odważny i honorowy człowiek. - jego głos był pełen podziwu. 
-Jest honorowy. - przyznałam. - Kentin ma to po nim. 
-Dalej nie mogę uwierzyć, że ty i on nie jesteście razem. Tyle czasu spędzaliście... - pokręcił głową. - jaki wieczór z nim wspominasz najlepiej? 
-Chyba ten, gdy przygotował pokój, w którym było mnóstwo migoczących świateł. To było zaraz po wypadku, a ja twierdziłam, że już nigdy nie zabłyśnie tęcza. Światła mieniły się wszystkimi barwami tęczy. Stałam tam i płakałam przez kilka godzin, a on był obok. Sprawił, że tęcza znowu zabłysła. - westchnęłam na to wspomnienie. 
-To piękny gest, ale z drugiej strony romantyczny. 
-Mówisz to tak, jakby romantyzm był czymś złym. - prychnęłam. 
-Bo jest. To jakiś kicz. - wzruszył ramionami. - wyobrażasz sobie, że idziemy do najlepszej restauracji beztrosko trzymając się za ręce, a potem pijemy szampana w blasku gwiazd? - zaśmiał się. 
Nie byłam wielką fanką romantyzmu, ale od czasu do czasu chciałam, by ktoś zrobił dla mnie coś takiego. Chciałam patrzeć z nim w gwiazdy i wymyślać nierealne życzenia dotyczące naszej przyszłości. Chciałam, by mnie całował w blasku i huku noworocznych pokazów sztucznych ogni. Pragnęłam żeby przyniósł mi kwiaty bez okazji i całował w czoło. Jednak jego słowa przekreśliły moje pragnienia i wyobrażenia. 



Komentarze

  1. Ajj Kastiel Ty to zawsze palniesz coś nie tak ^^ Chociaż czasem możesz być romantyczny to nic trudnego ;> a zadowoli oboje ^^

    Świetny rozdział ^^
    pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz