Rozdział 63

       Czekając aż Kim zrobi test stałam się kłębkiem nerwów. Zastanawiałam się, jak musi się czuć. Co jeśli będzie w ciąży? Czy będzie wiedziała z kim? Dziewczyna prowadziła dość bujne życie intymne. Między nami bywało różnie. Podczas kłótni pomiędzy nią i Rozalią zostałam w pewnym stopniu poszkodowana. Nie przyjaźniłyśmy się, ale lubiłam ją. Była wybuchowa i temperamentna, pełna życia, z którego czerpała pełnymi garściami. Gdy weszła do pomieszczenia, w którym na nią czekałam nic nie powiedziała. Siedziałyśmy oparte o ścianę nic nie mówiąc. Postanowiłam policzyć do stu i dopiero wtedy się odezwać. 
-Kim? - zapytałam, od jej powrotu minęło ponad piętnaście minut. 
-Nie mogę. - powiedziała łamiącym się głosem. - co jeśli będą dwie kreski? - spojrzała na mnie wzrokiem pełnym przerażenia. 
-Musisz to wiedzieć. - nalegałam. - zanim na niego spojrzysz to wiedz, że bez względu na to ile jest na nim kresek możesz na mnie liczyć. Wiele osób będzie chciało ci pomóc. - postanowiłam pominąć wzmiankę o zdecydowanej większości, ktoś tylko uprzykrzy jej życie. 
-Dobra. - wypuściła powoli powietrze i wzięła jeszcze kilka uspokajających wdechów. 
Patrzyłam na nią uważnie, gdy sięgała dłonią do kieszeni w bluzie. Wyciągała ją powoli, przez cały ten czas uważnie obserwowałam test. Zanim wyciągnęła go całkowicie, rzuciła mi spanikowane spojrzenie. Kiwnęłam głową i dałam jej do zrozumienia, że musi go wyjąć. Gdy to się stało obie widziałyśmy wyraźnie - dwie, czerwone kreski. 
Byłam przygotowana na taką możliwość, ale i tak wywołało to szok. Szybko się otrząsnęłam i nie dałam po sobie poznać, że zrobiło to na mnie jakiekolwiek wrażenie. Kim rozpłakała się głośno i wtuliła we mnie. Głaskałam ją uspokajająco po głowie. 
         -Co ja zrobię? - zapytała, gdy się uspokoiła. 
-Poradzisz sobie. - wzruszyłam ramionami. Chciałam jej pokazać, że nie robi to na mnie wrażenia. - zawsze sobie radzisz. - uśmiechnęłam się. Będziesz miała dziecko. - pogłaskałam ją po dłoni. 
-Nie chcę. - mruknęła. -  nikt nie może wiedzieć. 
-Został miesiąc do wakacji. Będziesz w stanie to ukrywać, ale to nie jest powód do wstydu. - byłam szczera. - jeśli jednak postanowisz nikomu nic nie mówić i... - nie chciałam mówić na głos o aborcji. Nie miałam pojęcia, jakie dziewczyna ma na ten temat zdanie. 
-Nie mów nikomu. - zarządała. 
-Jedna osoba powinna wiedzieć. - nie miałam na myśli Doriana, jeśli chodziło o mnie to mógł myśleć, że test był dla mnie. - kto jest ojcem dziecka? - pytanie za sto punktów. 
-Chloe..- westchnęła. 
-Kto nim jest? - nie dawałam za wygraną. 
-Marcus. - odpowiedziała w końcu. 
Szybko przypomniałam sobie, że chłopak był od nas młodszy. Siedemnastoletnia matka i szesnastoletni ojciec, zaczynałam się poważnie o nich martwić. 
-Jesteście razem? - zapytałam, by przerwać ciszę. 
-Nie. To było tylko kilka, niezobowiązujących spotkań. Między nami nie było niczego szczególnego. 
-Oprócz seksu. - rzuciłam. - Przepraszam. - powiedziałam pospiesznie. 
-Nic się nie stało. Nie chce żebyś uważała na to, co mówisz tylko dlatego, że myślisz, że możesz mnie zranić. - uśmiechnęła się. 
           Pożegnałam się z Kim i poszłam na trening. Miałam zamiar go odwołać i spotkać z Kentinem. Musiałam zapytać go o kilka rzeczy. Kim zgodziła się, by on także o tym wiedział. Była pewna, że można mu ufać, a ja wiedziałam, że się nie myliła. Jeśli ktoś miał wiedzieć coś niedostępnego dla reszty świata, to właśnie Kentin. 
-Cześć. - podeszłam do Kastiela i pocałowałam w usta. 
-Nareszcie jesteś. Nie widziałem cię od jakiegoś czasu. - pogłaskał mnie po policzku i uważnie przyjrzał. 
-Co u ciebie słychać? - uśmiechnęłam się delikatnie. 
-Nic nowego. Miałem kilka spraw. Babcia zaprosiła mnie na wakacje. Liczyłem, że pojedziesz do mną. To tylko tydzień. - powiedział uśmiechając się szeroko. 
Uwielbiałam kiedy to robił. Wydawał się wtedy taki zrelaksowany. 
-Oczywiście, z chęcią poznam twoją rodzinę. - czułam podekscytowanie na myśl, że jest gotowy przedstawić mnie komuś ze swojej rodziny. 
-Jest jeszcze coś o czym chciałabym porozmawiać. - powiedział i przybrał poważniejszą minę. 
-Ym... właściwie to przyszłam powiedzieć, że nie mogę dzisiaj zostać. 
-O tym właśnie chciałem porozmawiać. 
-Też dzisiaj nie możesz? - zapytałam z nadzieją. 
-Nie. - rzucił ostro i cofnął o krok. - nasze treningi muszą wrócić do normy. Nie robisz postępów, cały czas robimy coś innego, ale ty nie ćwiczysz. To zaczyna mijać się z celem. To nie miejsce na romantyczne schadzki. To sala treningowa. - powiedział rozkładając ręce. Wściekłam się.
-Nie wiem, czy pamiętasz, ale nie zgwałciłam cię! - wypaliłam ostro. - obie strony tego chciały. 
-To ty zaczęłaś. - wytknął, jak dziecko. 
-Czyli to moja wina? To chyba tobie zabrakło profesjonalizmu. - to był strzał poniżej pasa. 
-Może popełniamy błąd. - rzucił. Jego oczy ciskały błyskawice. 
Cała złość, zwątpienie, stres skumulowały się. W moich oczach stanęły łzy. 
-Może. - powiedziałam i odwróciłam na pięcie. 

Wyszłam z sali trzaskając drzwiami. Walczyłam z łzami napływającymi do moich oczu. Nikt nie mógł zobaczyć, że płacze. Jak to możliwe, że przeszliśmy od beztroskich rozmów o wakacjach do kłótni o marnowanie treningów? Tak naprawdę bałam się, że seks ze mną nie był dla niego wystarczająco dobry. Ja nie byłam dla niego wystarczająco dobra... 

Komentarze