Rozdział 65

         Po drodze miałam zamiar znaleźć Kastiela. 
-Zajrzymy na sale gimnastyczną? - zapytałam przyjaciela. 
-Jasne. Zapewne nie wolno mi będzie wyjść z pokoju przez dwa tygodnie, więc możemy iść gdzie chcesz. - mrugnął do mnie. Zaśmiałam się krótko. 
Nie byłam pewna, co chciałam powiedzieć Kastielowi. Dalej uważałam, że potraktował mnie zbyt ostro, ale czułam się źle z tą sprzeczką. Należałam do osób szybko wyjaśniających wszelkie wątpliwości i nienawidziłam niedomówień. Jeśli to miał być nasz rychły koniec, to chciałam to wiedzieć. 
-Poczekam tutaj. - powiedział do mnie Kentin, gdy stanęliśmy przed drzwiami do sali. 
-Wracam za chwilę. 
Nacisnęłam długą klamkę zabezpieczającą drzwi i weszłam do środka. 
-Kas? 
Właściwie nie musiałam wołać. Ćwiczył przy jednej z drabinek. Podeszłam do niego cały czas uważnie mu się przyglądając. 
-Cześć. - powiedziałam stając o krok od niego. 
-Cześć. - powiedział łagodnie. 
-Jeśli to jest..- nie mogłam dokończyć. 
Kastiel przyciągnął mnie do siebie. Każde z nas włożyło w ten pocałunek wiele niewypowiedzianych zdań, skrytych emocji, wzajemnych żali. 
-To nie jest koniec. - powiedział, gdy się od siebie odsunęliśmy. Jak zwykle czytał mi w myślach. 
-Muszę już iść. Chciałam się tylko upewnić, że co jest między nami. 
-Idziesz już? Co z treningiem? - zapytał uśmiechając się. 
-Muszę się stawić u Dyrektorki. - skrzywiłam się. - Ken na mnie czeka. - pokazałam na drzwi. 
-Co znowu nabroiłaś? - w jego oczach pojawił się znajomy błysk. 
-Siedziałam w schowku na ręczniki, a jest zakaz. - wybuchnął śmiechem. 
-No to dziesięć lat w kamieniołomach, jak nic. - śmiał się dalej. 
-I miałeś racje. - powiedziałam przerywając żarty. - nasze treningi muszą wrócić do normy. 
-Wiem. - odparł spokojnie. - zawsze dochodzisz do odpowiednich wniosków. 
-Ugh... nie znoszę tych lekcji mądrości. - warknęłam i ruszyłam do wyjścia. 
-Kocham Cię! - krzyknął za mną. To zdanie zawsze wywoływało u mnie uśmiech. 
           Szliśmy do gabinetu, Ken z ponurą miną, ja uśmiechnięta. 
-Co ciebie tak bawi? - zapytał. 
-Kas powiedział coś miłego. 
-Słyszałem, kocha cię. - przyjaciel uśmiechnął się delikatnie. 
-Dokładnie. - uśmiechałam się szeroko. - ciebie Violetta też kocha. - zażartowałam zanim zdążyłam pomyśleć. Cholera, przecież to wariatka...
-Brak taktu to twój atut. - powiedział ironicznie. 
-Oj, daj spokój. - uderzyłam go w ramie. - zaraz wakacje, zakocha się w jakimś turyście i po sprawie. 
-Jeśli nie, to cię uduszę. - zagroził. 
-Znając moje szczęście, nie dożyje końca wakacji. - powiedziałam żartobliwie i pchnęłam drzwi prowadzące do gabinetu. 
             Przed smoczą jamą znajdował się przedsionek, w którym siedziała sekretarka. Nie było tu zbyt wielu mebli. Biurko, krzesła i regały z licznym dokumentami. Znałam je prawie na pamięć, wiele razy się tu włamywałam z pomocą Doriana. Niby wszystko było takie same, a jednak jeden mały szczegół się różnił. Zamiast naszej gapiowatej, poczciwej Agnes, za biurkiem siedziała młoda, blondwłosa, szczupła piękność - Tess. 
Omal nie zemdlałam na jej widok.  Myślałam, że zaraz oszaleje ze złości. Widziałam się z Kastielem nie dalej, jak kilka minut temu. Powiedziałam, że idę do gabinetu Dyrektorki, mógł mnie chociaż ostrzec. 
-Chloe! Kentin! - wykrzyknęła radośnie. 
-Tess. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. 
-Cześć, co ty tu robisz? - zadał pytanie Ken. 
-Od dzisiaj pracuje, na razie się uczę, ale myśle, że sobie poradzę. - powiedziała wesoło. 
-Co z hotelem? - zapytałam cicho. 
-Wieczna zima nie jest dla mnie. Wolałam przenieść się tutaj. Dyrektor Koslowa zaoferowała mi posadę no i jestem. - klasnęła w dłonie. 
Jak na zawołanie u drzwi swojego gabinetu pojawiła się Koslowa. 
-Dzień dobry. - powitała nas. 
-Gdzie Agnes? - wypaliłam od razu. Ken ścisnął moją 
-Dla ciebie Pani Vices. - warknęła. - odeszła na emeryturę. 
-Nie była aż taka stara. - zaoponowałam. 
-Znasz metryki wszystkich pracowników? - zapytała unosząc brew. 
-Prawie. - powiedziałam ze słodkim uśmieszkiem. 
-Zajmij się czymś pożytecznym. Spodziewałam się was, ale nie mam czasu na przypominanie zasad. - powiedziała z wyższością. - możecie iść. Widmo kary będzie nad wami wisiało, ale na razie to tylko ostrzeżenie. 
-Dziękujemy. - powiedział Ken i pociągnął mnie do wyjścia. 
-Zaraz, zaraz. - zatrzymała nas. - jeszcze jedno. Od dzisiaj nie możecie się  zwracać do siebie po imieniu. - spojrzała na nas i Tess. Zapomnijcie o znajomości, która was łączy. - zastrzegła. 
-Nic trudnego. - warknęłam i wyszłam. 
-Do widzenia. - słyszałam, jak Kentin się pożegnał. 
Dogonił mnie kilka metrów dalej, a ja kipiałam ze złości. Jakim cudem ta tleniona blondyna pracuje w tej szkole?! Czy mało jest tutaj szkół?! Źle jej było na wygodnej posadce w hoteliku dla bogaczy? 
-Widziałeś to? - zapytałam go. 
-Dla mnie to też szok. Kas nic nie wspomniał? - spytał. 
-Ani słowa. Muszę się wyładować. - powiedziałam. 
-Może popływamy? - zaproponował. 
-Tak, daj mi kilka minut. Widzimy się w piwnicach? - zapytałam. 
-Jasne. 

Nasz szkolny basen był dość mały, miał zaledwie pięćdziesiąt metrów długości i mieścił w piwnicy. Brak dodatkowych atrakcji czynił to miejsce praktycznie bezludnym. Idealnym na dzisiaj. Gdybym spotkała teraz któregoś z moich wrogów, rozszarpałabym go gołymi rękoma. 

Komentarze

  1. Och tak czekałam na rozdział , że dopiero teraz miałam czas tu zajrzeć (-.-).

    W sumie nic nowego nie mam do (powiedzenia ) jak to , że rozdział był jak zawsze super ;) Coraz bardziej lubię "tego" Kastiela (*.*) Pomimo kłótni ; długo się nie gniewa i jest wręcz kochany ^^. Kto by się spodziewał , że można przedstawić taką stronę tego buntowniczego chłopaka ;) już raczej nie chlopaka , a mężczyzny ^^.

    Weny Ci życzę i do następnego! ^^

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz