Rozdział 66
Basen nijak mi nie pomógł. Woda nie zadziałała uspokajająco, a wysiłek fizyczny nie przyniósł zapomnienia.
-Może coś obejrzymy razem? - zaproponował Ken.
-Chce się przejść. - odparłam. Stałam przez chwilę przed nim, a potem kiwnęłam głową gestem pożegnania.
Szłam przez dziedziniec i modliłam, by lekki wiatr nie wywołał u mnie żadnego przeziębienia. Nie miałam ochoty suszyć włosów na basenie. Wszystko wokół już dawno obudziło się do życia, panował tu spokój i harmonia, w przeciwieństwie do mojego wnętrza. Byłam jak morze wzburzone przez sztorm, a jak na razie na niebie nie pojawiał się najmniejszy przebłysk słońca. Zastanawiałam się, czy Kastiel okłamał mnie celowo czy może naprawdę nie wiedział o jej powrocie. Ganiłam się w myślach za próby usprawiedliwiania go. Oczywiście, że musiał o tym wiedzieć. Przyjaźnił się z nią, a na dodatek jego ciotka była tu dyrektorką.
-No, no. Ktoś tu testuje swoją odporność. - zagwizdał ktoś za mną.
-Dorian. - jeden z nielicznych, których nie miałam ochoty udusić.
-Coraz częściej widuje cię w kiepskim humorze. Wspomniałem już o kłopotach w raju? - zapytał retorycznie.
-Miło cię było spotkać. - odwróciłam się i przyspieszyłam kroku.
-Poczekaj. - zawołał i dogonił mnie.
-Dręczenie mnie nie sprawi, że poczujesz się lepiej. - znowu śmierdział alkoholem.
-Warto spróbować. - zażartował. - No weź. - jęknął. - tylko się droczę, czym byłby mój świat bez ciebie?
-Nie mam pojęcia. - odparłam smutno. Nie miałam nastroju na żarty.
-Dobra, opowiadaj. - zachęcił.
-Tess tu jest. - postawiłam na krótką odpowiedź.
-Wiem, właśnie dlatego cię szukałem. Właśnie ją spotkałem. - skrzywił się.
-Chciałeś mi o tym powiedzieć? - upewniłam się.
-Jasne, oboje jej nie lubimy. To znaczy ja nic do niej nie mam, ale skoro ty jej nie lubisz to ja też. - powiedział solidarnie.
-Dzięki. - uśmiechnęłam się.
Postanowiłam, że nie pójdę do Kastiela i nie wyciągnę ręki na zgodę. Wróciłam do pokoju w lepszym po nastroju.
-Cześć. - przywitałam się z Rozalią.
-O, witaj. - uśmiechnęła się na mój widok. Mimo to wydała mi się jakaś smutna.
-Wszystko dobrze? - zapytałam szukając piżamy.
-Nie. - jak zwykle bezpośrednia, nie trzeba było pytać tysiąc razy, lubiłam to.
-Opowiadaj. - zachęciłam i usiadłam na łożku z piżamą w dłoni.
-Miałam lecieć na Karaiby razem z Leo. Niestety moi dziadkowie kazali mi wtedy spędzić czas w domu. - jęknęła.
-A co z twoimi rodzicami? - zapytałam.
-Hm.. nigdy nie miałyśmy okazji o tym porozmawiać, ale moi rodzice nie mieszkają ze mną. - powiedziała bezbarwnym głosem. - opiekują się mną moi dziadkowie. Z rodzicami widuje się okazjonalnie. - wzruszyła ramionami. - zwyczajnie nie mają czasu.
-Przepraszam, nie wiedziałam. - czułam się zakłopotana.
-Luz, gdybym nie chciała to nic bym ci nie powiedziała. - mrugnęła do mnie. - lato zapowiada się koszmarnie. Moi dziadkowie są tacy starzy. - marudziła.
-Wszyscy dziadkowie są starzy. - powiedziałam kpiąco.
-Wiesz o co mi chodzi. - przewróciła oczami.
-Nie martw się, zawsze możesz powiedzieć, że zapisałaś się na jakiś dodatkowy kurs wakacyjny, ale po prostu wybłagać wyjazd. - pocieszyłam ją.
Tego ranka cała szkoła wyczekiwała przybycia nowej uczennicy. Korytarze huczały od plotek. Każdy miał swoją teorie, wiele osób zarzekało się, że już ją zna. Przez pewien czas nie było nawet wiadomo, czy to chłopak czy dziewczyna, ale Armin podzielił się informacjami, które uzyskał od Melanii.
-Chyba zmienię szkołę. - jęczał Alexy.
-Po co? - zapytał zdziwiony Ken.
-Widzisz co tu się dzieje? To prawie, jak bycie gwiazdą.
-To ma być fajne? - prychnęła Kim.
Dziewczyna udawała przed wszystkimi, że wszystko jest w porządku, ale gdy przyglądałam jej się uważniej widziałam, że jej śmiech nie jest szczery, a żarty wymuszone.
-Zgadzam się. To jakaś patologia. - powiedziałam. Przybiłyśmy piątkę.
-Kiedy ona ma przyjść? - zapytał Armin.
-Pewnie w porze lunchu. - wzruszyłam ramionami.
-To chore zmieniać szkołę tak późno. Jest prawie koniec roku. - rzucił Ken.
Nasza rozmowę przerwało nadejście Kastiela.
-Chodź. - chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą.
-Cześć Kas! - krzyknął za nami Armin. Czerwonowłosy odwrócił się i skinął głową.
Prowadził mnie przez cały korytarz aż znaleźliśmy się w mniej zaludnionym miejscu.
-Nie jestem walizką na kółkach. - oburzyłam się, gdy wreszcie się zatrzymaliśmy.
-Wiem, ale nie mamy zbyt wiele czasu. Zaraz znikniesz na lekcjach.
-W takim razie mów. - skrzyżowałam ręce.
-Nie miałem pojęcia. Musisz mi uwierzyć. - oboje wiedzieliśmy o co chodziło.
-Musisz być bardziej konkretny. - udawałam głupią.
-Tess. Nie miałem pojęcia, że się zwalnia i przyjmuje tu do pracy. Ciocia nic mi nie powiedziała. To nie zmienia niczego między nami. Ona jest dobrą znajomą, ale nic nas nie łączy. - patrzył na mnie tymi swoimi brązowymi oczami, musiałam odwrócić wzrok, by pozbierać myśli.
-Kas... - nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
-Przyrzekam, że nie wiedziałem. Nie chce żebyś się złościła. - głaskał moją dłoń.
-To mało wiarygodne, że nie wiedziałeś... - powiedziałam z wahaniem.
-Nie okłamałem cię. I nie zrobiłbym tego. - zadeklarował.
-Masz racje. To niczego nie zmienia. - uśmiechnęłam się.
-Nie jesteś tego taka pewna. - oh, tak dobrze mnie znał.
-To długonoga piękność..
-Jak widzisz nie w moim typie, a nawet jeśli by była, to ja oddałem serce komuś innemu. - nie wierzyłam, że to powiedział. Kastiel i romantyzm? Niemożliwe...
Stanęłam na palach i objęłam go. Pachniał tak cudownie, jak zawsze. Ten zapach zawsze sprawiał, że czułam się bezpieczna i nic mnie nie obchodziło; świat mógłby zacząć się walić, a ja stałabym tak dalej. Czułam, że głaska moje plecy. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł dreszcz. Odchyliłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Oboje patrzyliśmy na siebie w ten sam sposób, to mogło oznaczać tylko jedno..
Tylko jedno... czyli sex ? 😈
OdpowiedzUsuń