Rozdział 72

          Usiadłam na krześle na przeciw Koslowej. Dzieliło nas jej duże, dębowe biurko. Krzesło, na którym siedziałam było mi dobrze znane. Wiedziałam nawet, jak daleko mogę się odchylić, by się nie wywrócić. Wiedziałam, że po około godzinie oparcie wbija się w plecy. Wiedziałam, że siedzenie tutaj nie wróżyło niczego dobrego. Jeśli miało się uniknąć kary lub chociażby pogadanki, nie było się tutaj zapraszanym. Co najwyżej sprawy załatwiano na stojąco. 
-Czy zdajesz sobie sprawę ze swojego wyczynu? - zapytała patrząc na mnie gniewnie. 
-Nie rozumiem. - powiedziałam spokojnie. 
Miałam zamiar poczekać aż Dyrektorka się uspokoi i wyjaśnić, że nie jestem w ciąży. 
-Tolerowałam każdy twój wybryk. Narobiłaś tu nie małego zamieszania odkąd tutaj jesteś. Każdy z twoich nauczycieli skarżył się, że przeszkadzasz w lekcjach, twoje żarty są momentami nieprzyzwoite i zbyt głośne. Nie zostałaś wyrzucona. Tolerowałam pobicie, do którego doszło w pierwszym tygodniu. 
-Zostałam ukarana. - wypomniałam jej. - z tego, co mi wiadomo nie kara się dwa razy za to samo. - warknęłam. 
-Nie zamierzam cię karać za to samo. Pozwól, że przyrównam twoje życie szkolne do balona. Na początku balon napełnia się powietrzem ku uciesze obserwatorów, jednak gdy napuścimy do niego zbyt dużo powietrza, wówczas pęknie, a to powoduje grymasy niezadowolenia wśród widowni. Twoja ciąża przeważyła szalę. Balon pękł. - wydała dźwięk podobny do tego, jaki wydaje pękający balon, jednocześnie gestykulując. 
-Słucham? - byłam wściekła. 
Nawet jeżeli byłabym w ciąży, nie miała prawa robić z tego tak dużego problemu. 
-Gdyby chodziło tylko o ciebie. - machnęła niedbale dłonią. - ale zamieszany w to jest także Kastiel. Sądzisz, że nie interesuje mnie jego przyszłość? - warknęła nieco zbyt głośno. 
-Sądzę, że nie interesuje go Pani opinia. - wypaliłam. Chwilę później pożałowałam tych słów. - Przepraszam. - szepnęłam. 
-Nie dbam o to, co myślisz. - uniosła wysoko głowę. - nie pozwolę ci go zrujnować. Odejdź stąd i nigdy nie wracaj, pokryje wszystkie koszty. - powiedziała stanowczo. - nie możesz mu nic powiedzieć, niczego wytłumaczyć. W życiu się do niego nie odezwiesz. Wszystko zrekompensuje. 
Nie wierzyłam własnym uszom. Kim była ta kobieta? Zawsze miałam ją za surową i taka właśnie była, ale nie sądziłam, że mogłaby się posunąć tak daleko. Ta niemoralna propozycja sprawiła, że straciłam do niej resztki szacunku. 
Wstałam, głośno odpychając krzesło tak, że jego szuranie sprawiło iż Koslowa wyprostowała się, jak struna. 
-Chyba żartujesz. - pominęłam jej tytuł. - nie jestem nawet w ciąży. - uśmiechnęłam się chytrze. - dobrze wiedzieć, co myślisz. Ta propozycja jest ohydna, sprawia że chce mi się wymiotować. Nie odejdę stąd, a ty nie możesz mnie stąd wyrzucić. - tym razem to ja uniosłam wysoko głowę i wyszłam. 
         Szłam przez dziedziniec ze łzami spływającymi po moich policzkach. Byłam wściekła i rozczarowana. Nie chodziło o to, że Koslowa miała mnie za przekupną dziwkę. Martwiłam się, co będzie z Kim. Właśnie tak zareaguje większość ludzi. 
-Chloe! - odwróciłam się na dźwięk swojego imienia. 
-Tess? - zdziwiłam się i pospiesznie otarłam policzki. 
-To prawda? Ty i Kas będziecie mieli dziecko? - powiedziała z kpiną w głosie. 
-Co ci do tego? - nie miałam siły nikomu się tłumaczyć. Co prawda Kim zdecydowała się powiedzieć wszystkim prawdę, ale ja nie miałam na to dzisiaj siły. 
-Zniszczyłaś mu życie! - krzyknęła. 
Na Boga, czy ktokolwiek w tej szkole tak nie uważał? 
-Zejdź mi z drogi. Nie chce mi się z tobą gadać. - próbowałam ją ominąć. 
Chwyciła mnie za ramiona i odepchnęła. 
-Pójdziesz, kiedy ja tak zdecyduje. Zostaw go w spokoju i spieprzaj. Zabieraj tego bachora razem ze sobą. Chyba nie chcesz skrzywdzić Kastiela? - wyglądała, jak wariatka. 
-Odsuń się. -poprosiłam raz jeszcze. 
-Chcesz pieniędzy? Nowej, prywatnej szkoły? - zaczęła wymieniać. 
-Chce żebyś się odsunęła. 
-Nie tak szybko. 
-Właśnie, że tak. - zignorowałam ją i spróbowałam przejść obok niej. 
W momencie, w którym zaczęłam ją mijać, chwyciła moje włosy. Zareagowałam instynktownie. Cały swój żal dzisiejszego dnia włożyłam w ten cios. Widziałam, jak głową Tess odskakuje w drugą stronę. 
-Ty suko. - warknęła i ponownie odwróciła w moim kierunku. Na jej policzku widniał duży, czerwony ślad. Przynajmniej to nie kolejny złamany nos. 
-Nie radzę. - powiedziałam spokojnie i kiwnęłam głową na nadchodzących nauczycieli. - to ty stracisz pracę. - jakby nie było, była pracownikiem tej szkoły. 
-To nie koniec. - ostrzegła mnie, ale odeszła. 
       Poszłam prosto do swojego pokoju. Miałam świadomość, że czeka tam na mnie Rozalia z całym katalogiem pytań. Gdy tylko weszłam do środka, białowłosa spojrzała na mnie ze współczuciem, ale i nutą ciekawości. 
-Wszystko dobrze? - zapytała z troską. 
-Jasne, czemu by nie? 
-Widziałaś się? - skrzywiła się. 
No tak, miałam dzisiaj pełen makijaż. Na codzień się nie malowałam, nie miałam na to czasu. 
-Zmyje to z siebie. A potem idę spać. - zakomunikowałam, by nie zaczęła mnie o nic wypytywać. 

-Rozumiem. - nie widziałam, co było dziwniejsze, czy to, że zostałam wplątana w to całe gówno, czy to że Rozalia była w stanie zrozumieć moją niechęć do rozmowy. 

Komentarze